Andrzej W. ostatnie kilkanaście lat spędził w więzieniu. Gdy wyszedł na wolność, nie czekał na niego nikt. Był sam, bez rodziny, przyjaciół, znajomych. Nie potrafił się odnaleźć w tej rzeczywistości. Postanowił popełnić samobójstwo.
Desperat poszedł w okolice torów kolejowych w Szczecinku. Tam na jednym z drzew chciał się powiesić, bo na gałęzi zawiesił sznur z pętlą. Mężczyzna dostrzegł jednak lisią norę. Była głęboka. Andrzej W. wymyślił sobie, że wejdzie do niej cały, poruszy ziemię, która go zasypie, pozbawiając dostępu do powietrza.
Nie przewidział tylko jednego - że utknie w wąskiej norze. Zaklinowany na wysokości klatki piersiowej, z unieruchomionymi rękami, spędził tak kilkadziesiąt godzin. Czekała go śmierć głodowa, a nie tak zamierzał umrzeć. Krzyczał.
Na szczęście zauważył go przypadkowy przechodzień, który był z psem na spacerze. - Próbował sam wyciągnąć desperata z nory, ale nie dał rady i zadzwonił do nas. Pierwszy raz spotkałem się z takim przypadkiem - mówi Jacek Dylewski, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinku.
Na miejsce pojechali strażacy, strażnicy miejscy i ratownicy medyczni. Wydobyli odwodnionego, wychłodzonego Andrzeja W. z lisiej pułapki. Po udzieleniu pierwszej pomocy mężczyzna został przewieziony na obserwację na oddział psychiatryczny miejscowego szpitala.