WARSZAWA: Pijany Ukrainiec zabił staruszkę

2013-05-05 16:23

Głupota i brawura. Tegoroczna majówka na drogach okazała się naprawdę tragiczna. Podczas czwartkowego wieczoru w odstępie zaledwie 10 minut w wypadkach zginęły dwie osoby. W podwarszawskich Markach pijany Ukrainiec wpadł na samochód wracających z pracy kobiet. Jedna z nich zmarła na miejscu. Z kolei na ul. Grochowskiej rozpędzony golf wbił się w autobus. Jego kierowca nie miał szans na przeżycie.

Teresa C. (70 l.) tuż po godz. 21 skończyła pracę. Pod dużym centrum handlowym przy ulicy Piłsudskiego w Markach od lat sprzedawała kwiaty, aby dorobić do skromnej emerytury. Przyjechała po nią córka, która jak co dzień podwoziła mamę do domu. Około godz. 21.15 podjeżdżała swoim cinquecento pod posesję, aby ją wysadzić. Wtedy doszło do dramatu. Pędzące z olbrzymią prędkością bmw prowadzone przez 40-letniego mieszkańca Ukrainy wbiło się w jej wóz. Siła uderzenia była tak ogromna, że fiat wbił się jeszcze w kamienicę, w której mieszkała pani Teresa. 70-latka zmarła na miejscu. Jej córka trafiła do szpitala. - Obywatel Ukrainy miał dwa promile alkoholu we krwi - mówi "Super Expressowi" asp. szt. Tomasz Sitek, rzecznik komendy policji w Wołominie. Kiedy wytrzeźwieje, odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci i straci prawo jazdy. To jednak nie koniec tragicznych zdarzeń na drogach.

Ledwie 10 minut później młodzi mężczyźni ścigali się ulicą Grochowską w kierunku Gocławka. Obaj prowadzili sportowe auta i zapomnieli o dostosowaniu prędkości do warunków na drodze. Wtedy nad Warszawą padał gęsty deszcz. Rozpędzony golf nie zdążył wyminąć stojącego na przystanku przy rondzie Wiatraczna autobusu Z-7 i uderzył z impetem w jego tył. - Mężczyzna zginął na miejscu - mówi asp. szt. Tomasz Oleszczuk (38 l.) z biura prasowego komendy stołecznej policji. Zarówno przód golfa, jak i tył miejskiego autobusu zostały kompletnie zniszczone.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki