Aleksandra wraz z „wujkiem” i jego dziećmi, oraz swoim rodzeństwem wybrali się w jedno z najbardziej niebezpiecznych i zdradliwych miejsc w Jaśle (podkarpackie). Chcieli popluskać się w wodzie i zeszli z ulicy Mickiewicza pod most. Mało atrakcyjne dla wypoczywających miejsce, dlatego zazwyczaj nie ma tam nikogo. Felernego dnia był tylko mężczyzna i czworo dzieci, którymi się zajmował. Ola spacerowała po korycie Wisłoki. Wszyscy okoliczni mieszkańcy wiedzą, że rzeka jest bardzo zdradliwa
-Płytki kamienisty brzeg i potężne wiry na środku nie zachęcają do kąpieli. Mało ludzi tutaj przychodzi. Zazwyczaj tylko wędkarze, albo jacyś podejrzani ludzie na piwo. Nikt raczej się tutaj nie kąpie. Nie wiem dlaczego wybrali to miejsce –opowiadał wędkarz Janusz z Jasła.
Dziewczynkę wciągnął właśnie taki wir. Mężczyzna, który się nią opiekował gdy tylko zobaczył, że coś dzieje się z Olą natychmiast ruszył na ratunek. Niestety pod wodą zginęli oboje.
Po godzinie wyłowiono ciało trzydziestodziewięciolatka. Mimo reanimacji trwającej czterdzieści minut jego życia nie udało się uratować. Po dwóch godzinach od zgłoszenia, służby z rzeki wyłowiły ciało jedenastoletniej Oli.
-Do zdarzenia doszło przed godziną 17.00 w pobliżu mostu przy ulicy Mickiewicza. Według wstępnych ustaleń służb, 39-letni mężczyzna wskoczył do rzeki, aby pomóc tonącej 11-latce.- Ok. 19.30 z rzeki wyłowiono poszukiwaną 11-latkę. Reanimacja dziecka również nie powiodła się, dziewczynka zmarła- relacjonował Wacław Pasterczyk, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Jaśle
Na miejscu od razu pojawiły się rodziny ofiar i psycholog, który miał pomóc najbliższym w tych tragicznych momentach. Na drugiego czerwca zaplanowano sekcje zwłok dziewczynki i mężczyzny.
Ojciec Aleksandry, Paweł F. poprosił na Facebooku o modlitwę za duszę jego ukochanej córeczki.