Samolotów nie ma, a zarówno Donald Tusk jak i Lech Kaczyński planują zagraniczne wizyty. Obydwie kancelarie wpadły więc w popłoch i panicznie szukają możliwie najlepszego i najtańszego rozwiązania.
W przypadku premiera sprawę prawdopodobnie uda się załatwić dość szybko. Donald Tusk wybiera się do Brukseli, więc wystarczy my mu mały Jak-40, z którego najczęściej korzysta marszałek sejmu. Oczywiście jeśli ten też nie nawali w ostatniej chwili, a może bo najlepsze lata ma już za sobą. Rosyjska maszyna pochodzi z lat 70-tych.
Więcej powodów do zmartwień mają urzędnicy prezydenta. Lech Kaczyński chce lecieć do Nowego Yorku, na zgromadzenie ONZ. Tam Jak-40 (nawet gdyby premier chciał go odstąpić) nie doleci. Wyjścia są zatem dwa: czarter lub podróż lotem rejsowym i żadne nie jest dobre.
W pierwszym przypadku prezydent może być posądzony o rozrzutność, a drugi pomysł już raz się nie sprawdził gdy testował go Donald Tusk. Wtedy obecność premiera okazał się dość uciążliwa dla innych pasażerów – szczególnie wtedy, gdy jakiś żartowniś powiadomił LOT, że na pokładzie maszyny jest bomba.