Wybuch na największym, bo przyjmującym 22 mln pasażerów rocznie, rosyjskim lotnisku w ułamku sekundy zmienił halę przylotów w istne pobojowisko. "Dookoła leżały części ciał, krew była wszędzie", "plastikowe panele leciały ze ścian" - relacjonowali świadkowie eksplozji. Bombę skonstruowano nie tylko z materiałów wybuchowych, ale także skrawków metalu, szkła i gwoździ. Wszystko to miało spotęgować eksplozję. Nic dziwnego, że na miejscu zginęło aż 35 osób, a 168 zostało rannych.
Wiadomo, że ładunek do hali lotniska wniósł samobójca zamachowiec. Nieznane są dotąd jego dane, ani pochodzenie. Według agencji Interfax nie jest wykluczone, że organizatorzy zamachu wykorzystali osobę, która nie miała pojęcia, iż ma przy sobie bombę.
Zdaniem rosyjskiego eksperta Andrieja Gusiewa bomba miała eksplodować podczas lotu, ale z jakiegoś powodu wybuchła na lotnisku. Z taką opinią nie zgadza się dr Kacper Rękawek ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Jego zdaniem ładunek skonstruowano na miejscu, a zamachowiec został na Domodiedowo przywieziony.
Rosyjski serwis Life News poinformował, że służby ochrony lotniska były ostrzegane przed zamachem. - Ostrzeżenie, że u nas ktoś coś szykuje, pojawiło się jakoś tydzień przed zamachem - mówił dziennikarzom anonimowy pracownik bezpieczeństwa moskiewskiego lotniska Domodiedowo, ale mimo to nie udało się zapobiec tragedii.