W niedzielę pod gmachem przeznaczonym na ośrodek miała się odbyć demonstracja przeciw realizacji tego przemysłu. Została jednak odwołana z powodu śmierci Hope Reichbach (†22 l.) z biura radnego Stephena Levina (30 l.), jednego ze współorganizatorów manifestacji.
– Wiadomość o odwołaniu była podana w ostatniej chwili. Ale wysiłki nie poszły jednak zupełnie na marne, bo wiele osób przyszło na demonstrację i dzięki temu była okazja, by się poznać. Zjawiło się też sporo Polaków. Zawiązaliśmy luźną grupę, będziemy zastanawiać się, jak protestować dalej – powiedział nam Jacek Karczmarz.
W okolicy gmachu nie ma biznesu, którego właściciele i pracownicy nie byliby poruszeni pomysłem schroniska.
– Ci, którzy są tu dłużej pamiętają jeszcze, co się tu działo w latach 80. Strach było wyjść na ulicę. Teraz, kiedy ta część Greenpointu poprawiła się tak bardzo, znowu chcą nam dołożyć ośrodek – załamuje ręce Tony Scalise.
Podobnego zdania jest Louis Rocco, który pracuje niedaleko, bo przy Clay Street. – Jest tu już jedno schronisko, niedaleko stąd, bo na rogu Manhattan i Clay. Ludzie nazywają je „crack house”. Myślę, że to wystarczy jak na naszą dzielnicę – powiedział Rocco.
W gmachu przy 400 McGuinness Blvd. najpierw planowano schronisko dla bezdomnych. Miała je utworzyć grupa Help USA, w której działa Maria Cuomo, siostra gubernatora stanu Andrew Cuomo. Grupa wycofała się jednak z tego pomysłu i gmach został przejęty przez Bowery Residents’ Committee (BRC) – organizację, która chce stworzyć tu tzw. assesment center, czyli miejsce, gdzie przywożeni będą bezdomni, a po krótkim pobycie przenoszeni do innych ośrodków. Wśród nich znajdą się także ludzie po wyrokach. – Nawet gdyby powstało tu schronisko dla bezdomnych, to bezdomni z Greenpointu i tak z niego nie skorzystają, bo zostaną skierowni tam, gdzie są akurat miejsca. Taka jest procedura – powiedział Jacek Karczmarz.
Nie tylko właściciele pobliskich biznesów są zaniepokojeni, ale także i mieszkańcy Greenpointu. Wypowiadali się na ten temat na niedawnym spotkaniu w Polskim Domu Narodowym z Muzzy Rosenblattem, dyrektorem BRC, który usiłował przekonać ich do tego pomysłu. Wszyscy wyrażali niepokój o los dzielnicy. – Z pewnością nie zrezygnujemy i będziemy dalej protestować. Mamy za dużo do stracenia – zapowiedział Jacek Karczmarz.