O Wallington mówi się, że to najbardziej polskie miasto w New Jersey. Jednak bez poparcia środowisk amerykańskich nie ma szans wygrania wyborów. 12-tysięczne miasteczko ma sześciu radnych. Jej, Polce urodzonej w Rajgrodzie, w wychowanej w Białymstoku to się udało. Jak?
Droga Urbankowskiej do amerykańskiej polityki zaczęła się w latach 80. – Mieszkam w Stanach na stałe od ponad 30 lat, ale jako dziecko przyjeżdżałam tu jeszcze w latach 60. Tata był w czasie wojny w AK, później w więzieniu, jego brat w Ameryce namawiał go na przyjazd. I zdecydowaliśmy się. Zbiegło się to w czasie z wyborem Reagana – opowiada dzieje swojej rodziny.
Z Wallington jest związana od dawna. – Mieszkam tu z mężem od 25 lat, tu się urodzili moi synowie. Jestem z wykształcenia nauczycielką i włączyłam się w życie szkolne. To był mój początek działalności społecznej w Stanach – mówi radna. Z tamtych lat zostało coś trwałego: do tej pory w Wallington jest drużyna piłki nożnej. – Założyliśmy ją razem z mężem, bo chcieliśmy, by chłopcy grali w piłkę. Cieszę się, że inni to przejęli i drużyna nawet wygrywa lokalne rozgrywki – z dumą podkreśla Urbankowska.
Polityka to także jej tradycja rodzinna. Jeden z jej wujków, Henry Krajewski, kandydował nawet na prezydenta Stanów Zjednoczonych i to dwa razy – w 1952 i 1956. Rodzina Urbankowskiej była także zaangażowana w budowę pomnika katyńskiego w New Jersey. – Włożyli w to wiele wysiłku i pieniędzy – mówi radna.
– To, że przyjechałam do USA na początku kadencji Reagana miało wpływ na moje poglądy polityczne. To był jedyny prezydent, który maszerował w Paradzie Pułaskiego. On naprawdę zrobił coś dla Polski. Gdyby nie on to los Polski byłby dziś inny – ocenia Urbankowska.
W naturalny sposób została republikanką, bo zgadzało się to z jej konserwatywnymi poglądami. – Kiedy pierwszy raz kandydowałam do rady miejskiej w Wallington atmosfera w New Jersey bardzo sprzyjała demokratom. To był czas buntu przeciw polityce Busha. Ale przegrałam wtedy zaldwie o trzydzieści parę głosów – podkreśla.
Dała się już wtedy poznać mieszkańcom miasta, którzy zaczęli ją namawiać, by kandydowała ponownie. Przekonali ją i wystartowała w zeszłym roku, tym razem z sukcesem.
– Bycie radnym w Wallington to praca społeczna. Mamy trzy zebrania w miesiącu. Poza tym pracuję jako pracownik socjalny – informuje. – Mamy trzech demokratów i trzech republikanów. Współpraca układa się dobrze, głosujemy czasem jednogłośnie – mówi Urbankowska i dodaje, że w tak małej radzie podziały partyjne nie są aż tak istotne. – Ludzi trzeba pozykiwać pomysłami – wyjawia swój klucz do sukcesu. I stwierdza zarazem, że sukces w polityce nie przychodzi szybko.
Żałuję, że polscy imigranci, mający już obywatelstwo, za mało korzystają z prawa głosu. – Dopiero przez ostatnie kilka lat to się zmienia na lepsze. Z poparciem samych Polaków nigdzie w Stanach nie wygra się wyborów, nawet w najbardziej polskiej miejscowości. Ludzie z poprzednich pokoleń imigracji z polskimi nazwiskami to już Amerykanie i tak się zachowują i głosują. To ich i wszystkich innych trzeba zdobyć i przekonać dobrymi pomysłami – mówi Urbankowska.
Nasza radna cieszy się z każdego polskiego nazwiska w polityce. – Ci ludzie są naszą chlubą, oby było ich jak najwięcej, bo mamy wielu mądrych ludzi, potrafiących nas rezprezentować – kończy.