Wojciech Pijanowski: Dziwią się że jeszcze żyję!

2010-06-14 4:15

Wojciech Pijanowski (59 l.) wrócił ostatnio na ekrany telewizorów, tym razem jako współpracownik programu "Wideoteka dorosłego człowieka". Jednak większości telewidzów i tak będzie się kojarzył z kultowym teleturniejem "Koło Fortuny. Tylko dla "Super Expressu" popularny prezenter zgodził się wrócić pamięcią do tamtych lat...

"SE": - Skąd wzięło się u pana zainteresowanie grami?

Wojciech Pijanowski: - Były lata 60. Mój ojciec zbierał gry tak jak inni zbierali znaczki. Często wyjeżdżał za granicę i przywoził je z podróży. To były gry, o których wtedy nikt w Polsce nie słyszał, np. "Monopoly", "Tycoon", "Bitwa pod Jutlandią". Razem z ojcem i bratem siadaliśmy i grałem, grałem, grałem... aż się przyzwyczaiłem.

- I postanowił pan zamienić dobrą zabawę w swój zawód?

- Ojciec zmarł, mając 42 lata. Postanowiłem kontynuować to, czym się zajmował. Udało się. Zrobiłem jeden, drugi program telewizyjny, wszedłem w świat teleturniejów i tak zostałem. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jaką poważną sprawą są gry. Nawet jeśli z dziećmi gramy w chińczyka, to kryje się w tym drugie dno. W ten prosty sposób rodzina się integruje.

- Pamięta pan swój pierwszy program?

- Zaczynałem w "Teleranku", gdzie mówiłem, jak grać w gry. A pierwszy program, teleturniej, który stworzyłem, nazywał się "Gęś". Polegał on na tym, że na podłodze studia narysowana była plansza - gracze chodzili po niej i odpowiadali na pytania. Zwycięzca dostawał w prezencie żywą gęś. Jedna uciekła, musieliśmy jej szukać...

- Najpopularniejszym programem z pana udziałem było jednak "Koło Fortuny"...

- To był pierwszy licencyjny program w Polsce. Myślę, że był popularny, bo można w nim było wygrać atrakcyjne nagrody, m.in. telewizory, łóżka wodne, samochody. Jednym słowem różne towary, które wtedy były dobrem luksusowym. Poza tym to były czasy, kiedy funkcjonowały dwa kanały telewizyjne, nie było konkurencji.

- Poprowadził pan 500 odcinków. Oceniał pan swoich następców?

- Nie mam ani pozytywnego, ani negatywnego zdania na ten temat. Gdy przestałem prowadzić "Koło..." jeszcze przez dłuższą chwilę byłem jego producentem. Przestałem prowadzić, bo miałem dosyć mówienia "Dzień dobry państwu. Rozpoczynamy Koło Fortuny".

- A słynne powiedzenie "Magdo, pocałuj pana"?

- Wiedziałem, że to padnie... Pan nastawił policzek, to dlaczego miała go nie pocałować (śmiech). Dostałem nawet za to nagrodę Złote Usta i z tego jestem dumny.

- Miał pan dużo dowodów wdzięczności od tych, co wygrali?

- Raczej nie...

- A zaczepiają pana na ulicy?

- Kiedyś załatwiałem sprawę w urzędzie. Pan w okienku popatrzył na mnie i zdziwiony stwierdził: "A to pan żyje? Podobno pana zastrzelono na polowaniu". Taka jest siła plotki. Dowiedziałem się też kiedyś, że mam pałac na Mazurach, dwa jachty i pole golfowe.

- A ma pan?

- Nie mam i nigdy nie miałem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki