Dr Rafał Chwedoruk: Elity III RP mogą sobie pogratulować Korwin-Mikkego

2014-05-27 4:00

Co mówią nam wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego? Komentarze dr. Chwedoruka.

"Super Express": - PO o nieco ponad 25 tys. głosów, czyli niecałe 0,5 proc., wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego z PiS. Niemniej obie partie powinny zdobyć po 19 mandatów. Platforma jest oczywistym zwycięzcą? Czy PiS może mówić o pewnym sukcesie?

Dr Rafał Chwedoruk: - Mimo jedynie niewielkiej przewagi o dużo większym sukcesie spośród tej wielkiej dwójki może mówić Platforma. Pamiętajmy, że jeszcze kilka, kilkanaście miesięcy temu to partia Jarosława Kaczyńskiego była pewnym liderem, a wszelkie spekulacje mogły dotyczyć jedynie skali przewagi nad PO. Tymczasem sytuacja na Ukrainie była bez wątpienia rewolucyjnym czynnikiem zmiany, który sprawił, że Donald Tusk złapał wiatr w żagle i po raz kolejny pokonał Kaczyńskiego. Dla samego Tuska ma to podwójny wymiar.

- Jaki?

- Po pierwsze, pokazał działaczom Platformy, że frondy, wewnętrzne dyskusje czy orientowanie się na prezydenta Komorowskiego nie mają sensu. Partia nie jest więc tak słaba, jak była w 2013 roku. Po drugie, pokazał większości wyborców, którzy oddali swój głos na jego formację, że jest ona jeszcze coś warta. Pogłębił bardzo luźne więzy między wyborcami a PO. Jej sukces polega też na tym, że brakuje sukcesu PiS.

Przeczytaj: Janusz Morwin-Mikke będzie rozrabiał w Brukseli tylko przez 1,5 roku?

- Bo partia Kaczyńskiego wpadła w stagnację poparcia?

- Właśnie. PiS dostało tyle głosów, ile wszyscy się spodziewali. Partia ta okazała się liderem w jednym - mobilizowaniu swojego elektoratu, opartym na niezwykle silnej, emocjonalnej więzi. Natomiast to, co politycy PiS podkreślali, czyli zniwelowanie dystansu z wyborów parlamentarnych w 2011 roku, zostało osiągnięte nie przez gwałtowny przyrost poparcia dla tej partii, ale przez to, że procentowo PO straciła. Problem PiS polega też na tym, że jeśli przełożylibyśmy wyniki wyborów do PE na wyniki wyborów parlamentarnych, to okazałoby się, że PiS - być może numer jeden - nie byłoby zdolny stworzyć rządu ze względu na mniejsze od Platformy zdolności koalicyjne. Partia Jarosława Kaczyńskiego będzie musiała sobie odpowiedzieć przez najbliższe osiem miesięcy na pytanie, czy kurs na samodzielną większość ma sens, czy może trzeba zacząć niuansować przekaz i myśleć o tym, jak wzmocnić swoje zdolności koalicyjne.

- Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe spostrzeżenia, jak krótko można by było określić kolejną bitwę między PO i PiS?

- Mamy do czynienia ze status quo. Zapewne faworytem do zwycięstwa w kolejnych wyborach będzie PiS, ale niekoniecznie już faworytem do rządzenia.

- Spójrzmy, co dzieje się za plecami największych partii. Tam przede wszystkim sukces Janusza Korwin-Mikkego, którego do PE wprowadzili młodzi ludzie w wieku 18-25 lat, wyraźnie odrzucający gerontokrację Tuska i Kaczyńskiego. JKM zyskał kosztem Palikota?

- Nie ulega wątpliwości, że istotna część elektoratu Palikota zasiliła partię Korwin-Mikkego. Szczerze mówiąc, widziałbym tu coś więcej niż jedynie rachityczną antysystemowość, która raz na jakiś czas się w naszych wyborach objawia. Dla mnie to fragment szerszej całości. Mówiąc brutalnie, elity III RP, ostatniego 25-lecia, mogą sobie pogratulować Korwin-Mikkego.

- Jaki mają wkład w jego sukces?

- Wychowywanie najmłodszych ludzi w kulcie skrajnego indywidualizmu, apologii przedsiębiorczości, braku empatii, uznania, że jeśli ktoś sobie nie radzi w życiu, to jest sam sobie winien - to wszystko zaowocowało Korwin-Mikkem. Przy nałożeniu tego na skutki kryzysu gospodarczego i ogólną delegitymizację świata polityki głosy z PO, Ruchu Palikota i niegłosujących przelane zostały na Nową Prawicę JKM i częściowo na Ruch Narodowy. Ten, co prawda, zajął ostatnie miejsce, ale uzyskał nie tak znowu zły wynik, zważywszy na to, kto tworzy tę formację.

- Korwin-Mikke na dobre zagości w głównym nurcie naszej polityki?

- Nie jest jasne, czy Korwin-Mikke będzie wyrazem publicznej mentalności, która dała mu przekroczenie progu wyborczego, a która jest zupełnie inna niż elektoratu czterech największych partii. Wiadomo natomiast, że ten elektorat dalej będzie uczestniczył w życiu politycznym i jeśli nie Korwin, to znajdzie się ktoś inny, kto będzie go reprezentował. Niemniej to sygnał bardzo poważnego społecznego zjawiska, z którym trzeba będzie się liczyć.

- Czy sam Korwin nie stanie się jednak sezonowym zjawiskiem na polskiej scenie politycznej i skończy jak Palikot? Z jednej strony antysystemowość, a z drugiej happeningowa narracja, które szybko się nudzą wyborcom.

- To wszystko zależy od wielu banalnych czynników - czy uda mu się stworzyć struktury organizacyjne i na ile dokona poważnego wyboru ideowego. Warto bowiem zwrócić uwagę, że Korwin-Mikke stoi na pograniczu dwóch światów - narodowego konserwatyzmu i libertarianizmu. Będzie musiał wybrać, czy pójść w stronę eurosceptycyzmu, widząc, że PiS po tych wyborach nie może więcej grać tą kartą na taką skalę jak dotychczas, ale pójść w stronę twardego liberalizmu gospodarczego, wskazując, że PO przestała być wiarygodnym nośnikiem idei rynkowych. To poważny dylemat Korwina, bo na tych dwóch fortepianach nie da się jednocześnie grać. Podobny problem miał Palikot i go nie rozwiązał. Gdzie jest dziś, sami widzimy.

Wiadomości se.pl na Facebooku