Warzecha w TOK FM: Wielowieyską ZATKAŁO!

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: W obronie króla Stasia

2017-05-05 4:00

Patrząc na obraz Matejki, przedstawiający moment tryumfu po uchwaleniu Konstytucji 3 maja, można sądzić, że niesiony przez dwóch posłów na ramionach mężczyzna z tekstem Ustawy Rządowej w ręku to Stanisław August Poniatowski. To błąd - w centrum obrazu widać marszałka Sejmu Wielkiego Stanisława Małachowskiego.

Trudno jednak, aby króla na obrazie Matejki nie było. Przecież sama Ustawa Rządowa zaczyna się od słów: "W Imię Boga w Tróycy Świętey jedynego. Stanisław August, z Bożey Łaski y Woli Narodu Król Polski.". Poniatowski u Matejki wstępuje już na schody katedry św. Jana, bardziej po lewej.

Czemu o tych oczywistościach przypominam? Bo mam poczucie, że nawet nasza historia pada ofiarą mody na sądy zbyt łatwe i, mówiąc wprost, głupio stanowcze. Stanisław August - pogardliwie przez współczesnych nazywany od swojego herbu ciołkiem - wyleciał dziś z hurrapatriotycznej narracji, mimo że bez niego Konstytucji 3 maja by nie było. Ale wiadomo - za młodu kochanek carycy, przez nią faktycznie zainstalowany na tronie, mason, brał pieniądze z Petersburga, a na koniec kariery targowiczanin, opuścił naród w chwili próby, czyli kościuszkowskiej wojny polsko-rosyjskiej. No i abdykacja. Zatem - zgodnie z obowiązującą manierą łatwego oceniania - zdrajca po prostu. Po co go wspominać przy okazji narodowego święta?

Tak jakby pomiędzy koronacją w 1764 r. a akcesem do Targowicy w roku 1792 r. nic się nie wydarzyło. Tak jakby nie było całej usilnej pracy króla - prawda, że często słabego, zbyt niezdecydowanego, miotającego się - nad modernizacją państwa już chwiejącego się w posadach.

Czy Polska była w ogóle do uratowania? Nie wiadomo. Można chyba założyć, że nawet gdyby na czele państwa stał w owym czasie, po epoce saskiej, ktoś pokroju Stefana Batorego czy Kazimierza Jagiellończyka, i tak cudu by nie dokonał. Stanisław August władcą wybitnym nie był, może nie nadawał się do tej roli charakterologicznie. Ale osądzanie go na podstawie paru najgorszych momentów jego kariery bez umieszczania ich w kontekście, bez porównania z działaniami innych (kto pod koniec XVIII wieku w Polsce nie brał pieniędzy od obcych?) to zwykły fałsz. Przed takim fałszem przestrzegam - również w osądzaniu dzisiejszych postaw i wyborów. Oceny ciosane cepem rzadko są trafne.

Zobacz: Tomasz Nałęcz: Kaczyński sam sobie ściąga Tuska na głowę