Dr Marek Kochan

i

Autor: Forum

Marek Kochan o najnowszej okładce tygodnika Tomasza Lisa: "Newsweek" jak z 1968 roku

2015-04-21 4:00

Marek Kochan o negatywnej kampanii mediów w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Przed nami I tura wyborów, można zacząć podsumowywać kampanię. Mamy do czynienia z kampanią pozytywną, czyli prezentowaniem programów, czy negatywną, czyli dyskredytowaniem konkurentów?

Marek Kochan: - Krytyka w kampanii jest rzeczą normalną. To naturalne, że konkurenci się nawzajem oceniają. Za mało jest jednak dyskusji o realnych problemach Polaków i o programach kandydatów, a za dużo o wadach przeciwników.

- Na wiecach pojawiają się gwizdy, a w kampanii atakuje się często prywatne życie kandydatów. Czy kampania prezydencka ze względu na wagę urzędu nie powinna wyglądać inaczej?

- Nie podobają mi się agresywne zachowania na wiecach i próby zakrzyczenia kandydatów. Tak samo gdy Bronisław Komorowski mówi o zgodzie, a podczas swoich spotkań używa agresywnych sformułowań wobec innych polityków. Jego wypowiedź o "smerfie Marudzie" nie przystoi kandydatowi, a na pewno nie prezydentowi. Agresję można zobaczyć w całym obozie rządzącym, np. u premier Kopacz na konwencji kandydata PO. Wszelkie miary przekroczyła też prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która porównała projekt pomnika smoleńskiego do pomników nazistowskich. Takie wypowiedzi zwiększają poziom agresji w debacie publicznej, co wpływa na kampanię.

- Tylko ekipa rządząca posługuje się agresywną retoryką czy jest to ogólny klimat kampanii i inni kandydaci też się nią posługują?

- Agresywne wypowiedzi pojawiają się też u innych. Np. Janusz Korwin-Mikke mówiący, że "kazałby strzelać do protestujących górników". Piotr Duda z Solidarności odpowiada, że Korwin "dostanie w pysk". Na wyrazistości często buduje się rozpoznawalność. Wypowiedź Korwin-Mikkego odbiła się echem w mediach, a łagodniejsza mogłaby być przemilczana.

- Najbardziej widoczne są ataki na dwóch głównych kandydatów. Dudzie wypominano żydowskie pochodzenie jego teścia i niejasne związki ze SKOK-ami. Stracił czy zyskał?

- Niekiedy więcej jest agresji po stronie mediów niż po stronie kandydatów. Szczególnie negatywnym przykładem jest "Newsweek". Antysemickie tony tekstu o Dudzie są dalekim echem przeszłości, to kojarzy mi się z rokiem 1968. Mówimy o teściu kandydata, więc jest to próba zdyskredytowania go za wszelką cenę. Raczej mu to nie zaszkodzi. Na pewno ci, którzy atakują w takim stylu, kompromitują się. Hanna Gronkiewicz-Waltz np. została skrytykowana zarówno przez internautów, jak i przez "Wyborczą". Poziom agresji ze strony PO i jej medialnych sojuszników może przynosić negatywne konsekwencje dla Bronisława Komorowskiego. Nie wiadomo natomiast, czy zyska na tym Andrzej Duda.

- Prócz gwizdów na wiecach Bronisława Komorowskiego były też spoty pokazujące, jak śpi na wykładach, pokazywano jego gafy. Jak to wpływa na poparcie?

- Mówimy o dwóch rzeczach. Wskazywanie niedoskonałości prezydentury Komorowskiego jest naturalnym elementem kampanii. Jeżeli ma problem z kontrolowaniem senności czy z godnym reprezentowaniem kraju, trzeba o tym mówić, to ważne sprawy. Podobnie krytyka podpisywania ustaw i jednoczesnego kierowania ich do trybunału, niesłuchanie obywateli, brak dialogu itp. kwestie - o tym należy dyskutować. Natomiast jeśli chodzi o gwizdy i zakłócanie wieców, czego nie popieram, to kandydat PO stara się zrobić z tego użytek, uwiarygadniając swoją retorykę Polski radykalnej i racjonalnej. Pokazuje się w niej Komorowskiego jako stabilnego - w opozycji do protestujących. To może go wzmacniać. Chyba że, tak jak ostatnio w Lublinie, zacznie się z protestującymi przekrzykiwać czy dialogować ze "specjalistą od kur". To osłabia wizerunek kandydata PO, pokazuje, że jest do tych radykałów trochę podobny.

- Jak wyglądają ataki na Bronisława Komorowskiego, niemerytoryczne i merytoryczne na tle tych kierowanych w stronę śp. Lecha Kaczyńskiego?

- Widzę dalekie podobieństwa, ale więcej jest różnic. Ataki na Lecha Kaczyńskiego zwykle odnosiły się do nieistotnych kwestii, a robiono z nich wielkie afery. Wielokrotnie napadano na śp. prezydenta, ponieważ np. pomylił się w imieniu psa. Krytyka Bronisława Komorowskiego czasem dotyczy drobnych wpadek, jak błędy ortograficzne czy niezbyt mądre wypowiedzi, np. o bigosowaniu czy polowaniach. Często odnosi się jednak do naprawdę istotnych spraw. Prezydent bez konsultacji z obywatelami podpisywał ustawy, które w istotny sposób zmieniały los Polaków (np. ustawa o podwyższeniu wieku emerytalnego czy zabranie pieniędzy z OFE). W przypadku Lecha Kaczyńskiego krytyka była często bezpodstawna i w niezwykle ostry sposób formułowana. Istnieją więc pewne analogie, ale różnice przeważają.

Czytaj: Komorowski podsumowuje prezydenturę: Dziękuję mojej żonie. Kwiaty będą później