Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Euro a sprawa polska

2017-05-30 4:00

Jutro Komisja Europejska ma ogłosić plan reformy strefy euro. Plan niezwykle istotny z punktu widzenia Polski. Planowane zmiany - wprowadzenie budżetu strefy, ministra finansów i osobnego parlamentu - to wyraźne przyspieszenie procesu budowy Unii wielu prędkości. Nie trzeba dodawać, że serce pierwszej prędkości będzie biło właśnie w strefie euro.

To kraje ze wspólną walutą będą siłą napędową zreformowanej Wspólnoty, a pozostające przy swojej walucie kraje staną się jej peryferiami. Dlatego znów musimy przedyskutować, czy Polska powinna przyjąć euro.

Odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Tym bardziej że składa się z dwóch części - politycznej i ekonomicznej. Z politycznego punktu widzenia jest oczywiste, że rezygnacja ze złotówki na rzecz euro jest w naszym interesie. Tylko dzięki temu będziemy mieli wpływ na to, czym jest Unia i w jaką stronę zmierza. Kraje drugiej lub trzeciej prędkości, które zostaną przy własnych walutach, skazane będą na bycie członkami odpowiednio drugiej lub trzeciej kategorii.

Argumenty natury ekonomicznej każą się jednak wstrzymać od wejścia do strefy euro. Już sama architektura euro, która powstała w czasach triumfu neoliberalizmu, skazuje obszar wspólnej waluty na ciągłe kłopoty. Twórcy euro wierzyli w panujące wtedy dogmaty ekonomiczne, że wystarczy, aby utrzymywać niskie deficyty budżetowe, niską inflację i znosić bariery handlowe, a wszystko samo się ułoży. Stąd niewystarczająca rola, jaką nadano - z duchem epoki - Europejskiemu Bankowi Centralnemu. Nie wygląda na to, żeby zmiany proponowane przez KE miały to zmienić. Zresztą reforma EBC wymagałaby ogromnej integracji fiskalnej, która politycznie jest niemożliwa do osiągnięcia. Co więcej, o czym przekonuje choćby noblista z ekonomii Joseph Stigliz, euro stworzyło przekonanie rynków, że brak ryzyka wahania kursów walutowych, to brak jakiegokolwiek ryzyka. Stąd katastrofalna lekkomyślność, która doprowadziła do ogromnych problemów gospodarczych w UE. Tę demoralizację trudno będzie wyeliminować, zwłaszcza że w imię trwania strefy euro za błędy rynków płacą europejscy podatnicy. Prywatyzacja zysków i upublicznienie strat to zbyt duża pokusa, żeby z niej nie skorzystać.

W pewnym sensie euro jest więc projektem ekonomicznie utopijnym, ale nikt z niego nie zrezygnuje ze względów politycznych. I tu wracamy do punktu wyjścia: czy Polska ze względów politycznych powinna wspólną walutę przyjąć, czy ze względów ekonomicznych trzymać się od niej z daleka?

Zobacz: Marek Jakubiak w WIĘC JAK: Zasada, że Macierewicz jest geniuszem, jest fałszywa