Lech Wałęsa przyjął jasną linię obrony - mącić. Jego obrońcy nie wiedzieli, jaką przyjąć linię obrony, bo ich lider czy pryncypał za często zmieniał strategię i wszyscy oni się gubili lub nie nadążali. Inna sprawa, a ważna to sprawa, że obrońcami Wałęsy zostali teraz ludzie i środowiska, które przez lata się z niego naśmiewały i normalnie go niszczyły. Obecnie uznały jednak, że może się przydać do walki politycznej z tym PiS-em, który odbiera ludziom stanowiska (często odbiera głupio, ale to dygresja). Wałęsa idzie w zaparte i mówi, że on jest niewinny, chociaż już nawet część jego największych przyjaciół namawia go, żeby jednak powiedział, jak donosił i żeby przeprosił. Mamy więc typowego bohatera, który ma typową skazę i skutecznie ją sobie powiększa, zasłaniając dokonania, kłamiąc w żywe oczy. I tu dochodzimy do drugiej jasnej sprawy, czyli cwaniackiej ekwilibrystyki na teczkach Komitetu Obrony Demokracji. KOD organizuje właśnie marsze w obronie, uwaga, Lecha Wałęsy. Trzeźwy człowiek z głową wyspaną nie zorientuje się, przed kim lub przed czym KOD chce Wałęsy bronić. Przed Marią Kiszczak? Przed teczkami, które są autentyczne, a może przed samym Lechem Wałęsą? Będzie więc marsz inteligentów, którzy wychodzą na spacer z cyniczną, grubą nicią szytą intrygą. I w pełnych zmąceniach przemówienia będą ją udowadniać. Moje myślenie jest proste: miejcie z maszerowania pożytek. Dotleńcie się chociaż.
Zobacz także: Mirosław Skowron: Sekta Wałęsy zawsze dziewicy