Do wypadku doszło na obwodnicy Siedlec. Bmw, którym podróżował Piotrek ze swoim tatą Marcinem K. (30 l.) i ciocią, pędziło trasą. Zaczęło wyprzedzać inny samochód, kiedy na lewym pasie pojawił się ford jadący z naprzeciwka. Auta otarły się o siebie. Bmw wpadło na filar wiaduktu, odbiło się od niego.
Uderzenie wyrzuciło samochód do rowu. Przez wybitą szybę wypadł z niego Piotruś. Bezwładnie przeleciał w powietrzu ponad 10 m i spadł na asfalt. W rozbitym bmw leżeli zakrwawieni tata i 19-letnia ciocia chłopca. Z drugiej strony wiaduktu w poobijanym fordzie zakleszczone zostały dwie osoby.
Bardzo szybko na miejscu wypadku pojawiły się karetki pogotowia. Lekarze przystąpili do reanimacji dziecka. Po udzieleniu pierwszej pomocy chłopiec trafił do szpitala wojewódzkiego w Siedlcach, a stamtąd do szpitala dziecięcego w Warszawie przy ul. Niekłańskiej. Jego stan początkowo określono jako bardzo ciężki. Miał rozbitą główkę i obrażenia wewnętrzne. Warszawscy lekarze kilka godzin walczyli o jego życie. I udało się, Piotrek zaczął samodzielnie oddychać.
Policja nie jest pewna, kto siedział za kierownicą bmw. - Napływają do nas informacje, że samochodem kierowała 19-letnia ciocia chłopczyka - mówi podinsp. Jerzy Długosz z KMP w Siedlcach. - Sprawdzamy te wiadomości. Zweryfikujemy je, kiedy przesłuchamy uczestników wypadku. Apelujemy do wszystkich, którzy byli świadkami zdarzenia, by zgłosili się do siedleckiej policji - dodaje.
Zobacz: Tir uderzył w barierę energochłonną. NIE ŻYJE kierowca