W małych Kaszubach, wsi pod Krasnymstawem nie było drugiego takiego gospodarza. Zaradnego, pracowitego i nade wszystko tak dbającego o inwentarz. - O tych swoich krowach, bykach, świniach nawet mówił jak o członkach rodziny – opowiada Stanisław Makówka. – Tylko ten byk spędzał mu sen z powiek. Agresywny, dziki buhaj... Pan Janusz miał go nawet sprzedać. Był kupiec, który chciał kupić czerwonego diabła. Miał trafić do rzeźni. - Janusz powiedział mu jednak, że nie sprzeda. Póki ma co dawać mu jeść, nie będzie wysyłał go na śmierć – opowiada Stanisława Łukaszczyk, siostra gospodarza. Niestety, los odpłacił mu za jego dobre serce wyjątkowo niewdzięcznie. - W czwartek rozmawialiśmy o tym byku. Mówił, że sobie nie radzi – wspomina Makówka. W piątek rano jak zwykle Janusz K. poszedł do obory zrobić obrządek. Byk chodził wolno po oborze, wyswobodził się jakoś z postronka. – Janusz był twardym człowiekiem. Silnym,. Uznał pewnie, że sam sobie poradzi...-dodaje doświadczony gospodarz. Dalszego ciągu można się jedynie domyślać. Byk wziął go na rogi, przygniatając do ściany. A potem stratował nogami. Sprawa wyszła na jaw około południa, kiedy buhaj wyszedł na dwór. Spacerował po podwórku. Komuś z sąsiadówe wydało się to dziwne i poszedł sprawdzić. Martwy gospodarz był dosłownie wgnieciony w ziemię. Ratownicy pogotowia ratunkowego nic nie mogli już zrobić. Z połamanych żeber i roztrzaskanych narządów wewnętrznych uszło już życie. mucha,
Zobacz: Ojciec Ewy Tylman NIE WIERZY w to, że jego córka nie żyje