Śliwiny to mała miejscowość niedaleko Tczewa. Pan Paweł mieszka z żoną i dwójką dzieci dwa kilometry od wsi. Jego gospodarstwo znajduje się w środku lasu. Kiedyś prowadziły tu dwie drogi. Jedna przez las, druga przez tory. Jednak ta pierwsza stała się nieprzejezdna, w dodatku wiedzie przez teren sąsiada. Rodzina rolnika musiała więc ryzykować, przedostając się przez dwie nitki torów. - Trzeba było coś z tym zrobić - mówi Paweł Wolff. - Wybudowałem za zgodą PKP przejazd kolejowy. Teraz za każdym razem, kiedy wyjeżdżam lub wracam do domu, najpierw dzwonię na stację w Swarożynie sprawdzić, czy nie jedzie żaden pociąg. Przejazd jest na łuku, więc nie widać z daleka, czy coś nadjeżdża. Kiedy dostaję zgodę, otwieram kłódki, podnoszę szlabany i przejeżdżam. Jako że przejazd jest udostępniony tylko dla mnie, to muszę go zaraz zamknąć, żeby nikt niepowołany nie podniósł szlabanu - opisuje pan Paweł.Po przejechaniu na drugą stronę torów rolnik musi przeprawić się przez pole, bo ok. 700 metrów drogi, która wiodła do wsi, zostało zaorane i zasiane zbożem. - Ta droga jest już jedynie na mapie. Gmina nie chce jej odbudować. Nie potrzebuję asfaltu, wystarczy mi, żeby została wyznaczona i utwardzona - tłumaczy mężczyzna.
Wójt proponuje, żeby rolnik dogadał się z sąsiadem. - Mój plan zakładał ustanowienie służebności na prywatnej drodze przez las. Z tego, co wiem, nie doszło do porozumienia. W tej chwili trudno mi znaleźć inne rozwiązanie - tłumaczy Roman Rezmerowski, wójt gminy Tczew.
Zobacz: Lubuskie. NIE ŻYJE kolejna osoba zarażona świńską grypą