Dramat pana Pawła: Muszę pytać kolej, czy mogę wyjechać z domu

2016-02-20 3:00

Paweł Wolff (44 l.), ze Śliwin na Pomorzu, żeby pojechać z domu do wsi, musi... prosić o zgodę kolejarzy. Wszystko dlatego, że jedyna droga do domu rolnika wiedzie przez tory, na których za zgodą PKP gospodarz zbudował przejazd kolejowy.

Śliwiny to mała miejscowość niedaleko Tczewa. Pan Paweł mieszka z żoną i dwójką dzieci dwa kilometry od wsi. Jego gospodarstwo znajduje się w środku lasu. Kiedyś prowadziły tu dwie drogi. Jedna przez las, druga przez tory. Jednak ta pierwsza stała się nieprzejezdna, w dodatku wiedzie przez teren sąsiada. Rodzina rolnika musiała więc ryzykować, przedostając się przez dwie nitki torów. - Trzeba było coś z tym zrobić - mówi Paweł Wolff. - Wybudowałem za zgodą PKP przejazd kolejowy. Teraz za każdym razem, kiedy wyjeżdżam lub wracam do domu, najpierw dzwonię na stację w Swarożynie sprawdzić, czy nie jedzie żaden pociąg. Przejazd jest na łuku, więc nie widać z daleka, czy coś nadjeżdża. Kiedy dostaję zgodę, otwieram kłódki, podnoszę szlabany i przejeżdżam. Jako że przejazd jest udostępniony tylko dla mnie, to muszę go zaraz zamknąć, żeby nikt niepowołany nie podniósł szlabanu - opisuje pan Paweł.Po przejechaniu na drugą stronę torów rolnik musi przeprawić się przez pole, bo ok. 700 metrów drogi, która wiodła do wsi, zostało zaorane i zasiane zbożem. - Ta droga jest już jedynie na mapie. Gmina nie chce jej odbudować. Nie potrzebuję asfaltu, wystarczy mi, żeby została wyznaczona i utwardzona - tłumaczy mężczyzna.

Wójt proponuje, żeby rolnik dogadał się z sąsiadem. - Mój plan zakładał ustanowienie służebności na prywatnej drodze przez las. Z tego, co wiem, nie doszło do porozumienia. W tej chwili trudno mi znaleźć inne rozwiązanie - tłumaczy Roman Rezmerowski, wójt gminy Tczew.

Zobacz: Lubuskie. NIE ŻYJE kolejna osoba zarażona świńską grypą

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki