Krzysztof Rutkowski wyrwał Nikolę norweskim oprawcom ZDJĘCIA

2011-06-30 16:47

To była przemyślana i zorganizowana z iście wojskową precyzją operacja. Stawką była przyszłość małej Polki - Nikoli (9 l.). Norwegowie zabrali ją rodzicom i oddali rodzinie zastępczej. Stwierdzili bowiem, że... chodzi smutna po szkole. Pod osłoną nocy dziewczynkę udało się jednak wyrwać z zamknięcia i wywieźć do Polski. Akcję przejęcia dziecka zorganizował i nadzorował detektyw Krzysztof Rutkowski (50 l.).

Jak już informowaliśmy, 9-letnia Polka przyjechała do Norwegii razem z rodzicami kilka lat temu. Rodzina przyjechała tu do pracy. Pewnego dnia Nikolka po prostu nie wróciła ze szkoły. Okazało się, że została zabrana mamie i tacie przez norweską organizację zajmującą się dziećmi imigrantów Barnevernet. Rzekomo za to, że do szkoły przychodziła smutna.

Wkrótce Nikola, którą oddano na razie rodzinie zastępczej, miała zostać adoptowana przez norweskie małżeństwo. Trzeba było działać. I to szybko.

Czekała na sygnał

Akcja uwolnienia Nikoli zaczęła się tak naprawdę przed kilku dniami. Udało się wtedy dziecku dostarczyć ukradkiem telefon komórkowy. Wieczorem przed akcją można jej było wysłać wiadomość "bądź gotowa".

Nikola czekała więc w nocy przy oknie swego pokoju na pierwszym piętrze. Nagle usłyszała szelest. Ktoś pojawił się na dole. Po chwili znalazła na parapecie sznur. Obwiązała się nim, a koniec przeciągnęła przez ramę łóżka. Wyrzuciła linę z powrotem. Po chwili silna ręka ściągnęła ją na ziemię. Powoli opuszczała tak znienawidzone przez siebie miejsce.

Patrz też: Detektyw Rutkowski: Krzysztof W. spalił twarz lekarzowi

Nie było czasu na czułości

- Prawie w ogóle się nie bałam. Widziałam, że rodzice nie pozwolą, by stała mi się krzywda - opowiada szczęśliwa dziewczynka.

Gdy tylko dotknęła stopami ziemi, natychmiast została zabrana do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Ten z piskiem opon ruszył spod domu. Norwegowie, nawet jeśli zauważyli uprowadzenie, byli bezsilni. Dziecko zniknęło. Mogli teraz szukać wiatru w polu. Spotkanie z rodzicami było pełne łez, ale zabrakło czasu na czułości. Trzeba było uciekać dalej. Do pokonania pozostało wiele kilometrów.

Operacja Larvik

Detektyw Rutkowski podkreśla, że kiedy dowiedział się, co spotkało Helenę Rybkę (45 l.) i jej męża Andrzeja (37 l.), nie wahał się ani chwili. Od razu postanowił pomóc im w odzyskaniu córki.

- Choć jestem twardym facetem, kiedy zobaczyłem pusty pokój małej Nikoli, łzy same napłynęły mi do oczu - wspomina detektyw. - Pomyślałem wtedy, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby dziecko uwolnić z tego norweskiego więzienia.

Dlatego zaplanował i nadzorował akcję - nadał jej kryptonim "Larvik" od nazwy miejscowości, w której przetrzymywana była Nikola.

Po przekroczeniu granicy norweskiej mama, tata i córka utonęli w swoich ramionach. Mogli spokojnie nacieszyć się sobą. - Jestem jeszcze tak wstrząśnięta, że trudno mi zebrać myśli. Kiedy znowu mogłam uściskać moją córeczkę, to był najwspanialszy moment w moim życiu - mówi pani Helena, roniąc łzy radości.

Krzysztof Rutkowski (50 l.), detektyw

W tym przypadku działaliśmy w myśl zasady FBI "Możesz zrobić wszystko, byleby cię nie złapali". Cała akcja była dopracowana w najmniejszym szczególe. Nasi ludzie cały czas ubezpieczali akcję. Po uwolnieniu Nikoli nasze samochody eskortowały całą rodzinę do polskiej granicy. Chciałem bardzo podziękować dziennikarzom "Super Expressu" za pomoc w akcji i panu Zbigniewowi Witkowskiemu, prezesowi firmy elektronicznej "Avans", który bezinteresownie zapewnił nam obsługę techniczną.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki