Artas to prawdziwy przełom. Robot jest bardziej precyzyjny niż najdokładniejszy chirurg. Nigdy się nie męczy.
Jak pracuje? - Najpierw trzeba iść do fryzjera. Przed wykonaniem operacji musimy mieć króciutkie włosy. Potem zasiada się w fotelu. Wystawia tył głowy pod ramię robota, bo mieszki włosów do przeszczepu wybieramy z tyłu głowy. I maszyna, nadzorowana przez chirurgów, zaczyna pracować. Pacjent jest znieczulony podobnie jak u dentysty. Robot działa szybko, mało inwazyjnie i ostrożnie. Co więcej, wybiera do przeszczepu mieszki włosów w najlepszym stanie - zachwala to cudo techniki dr Grzegorz Turowski.
Robot jest w stanie "wyciągnąć" z głowy pacjenta do 1000 mieszków włosowych w godzinę. Potem musi jeszcze przygotować skórę głowy, w którą mają zostać przeszczepione włosy. - Tylko ostatni akord operacji, czyli implantowanie włosów w te wcześniej przygotowane miejsca, wykonują chirurdzy. Pracujemy jednak i nad tym, by w przyszłości także samą implantację prowadził robot - mówi Grzegorz Turowski.
Co ważne, mała inwazyjność zabiegu pozwała na szybką rekonwalescencję pacjenta. Po tygodniu nie ma śladu po operacji. - Po 6 miesiącach wyraźnie widać efekty przeszczepu. Po kolejnych sześciu efekt jest pełny. Nie da się odróżnić włosów przeszczepionych - zapewnia dr Turowski.
Największym mankamentem jest koszt - klinika wycenia wykonanie średniej wielkości przeszczepu na 20 tys. zł.
Zobacz: Pijany 20-latek w Mercedesie zakończył przejażdżę wypadkiem - WIDEO