Tego dnia do mieszkania przy ul. POW w Częstochowie policja przyjeżdżała dwukrotnie. Najpierw wezwała ją pijana w sztok Marta G., by poskarżyć się na swego yorka Brutusa, który miał ją ugryźć. Kilka godzin później mundurowych ściągnął partner kobiety. Zeznał, że jego konkubina rzuciła psem o ścianę ze złości, po czym wyrzuciła go z balkonu na trzecim piętrze. York nie przeżył upadku na chodnik.
Po wytrzeźwieniu Marta G. usłyszała zarzut zabójstwa zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi nawet kara bezwzględnego więzienia. Kobieta nie przyznała się do winy. Twierdziła, że pies sam spadł z balkonu. Tę wersję potwierdził w sądzie jej partner, który odwołał wcześniejsze zeznania. Ale prokurator nie uwierzy w samobójstwo psa. Dlatego śmiercią Brutusa zajmie się teraz biegły z zakresu psychologii zwierząt. Ma on wyjaśnić, czy yorki to psy o skłonnościach samobójczych i czy Brutus byłby zdolny do samobójczego skoku z III piętra.
Zobacz: Psia kupa na twarzy dziecka. Mocna kampania: To nie jest czekolada