Mama Dody, Wanda Rabczewska, nie ma wątpliwości: MĄŻ zagoni POSŁÓW do ROBOTY

2011-09-02 18:00

Matka Dody - Wanda Rabczewska o starcie męża Pawła w wyborach do Sejmu. Specjalny wywiad dla "Super Expressu".

- Mąż na scenie politycznej, córka rozrywkowej, a gdzie pani miejsce?

- Jestem tak zwaną szarą eminencją. Stoję na drugiej linii. Wystarcza mi rola matki, żony i pracownika urzędu. To wszystko to moja działka.

- Nie boi się pani o męża? Wejście do wielkiej polityki nie jest błędem? Przecież to bagno!

- Raczej boję się o posłów, których mąż będzie przywoływał do porządku i zachęcał do pracy. Paweł jest bardzo silną osobą. Zdecydował się na start w wyborach, bo uważa, że jest duża szansa, aby wszedł do parlamentu i zrobił coś dobrego dla ludzi.

- Ale PJN wydaje się partią skazaną na porażkę. Pani mąż, wielokrotny medalista w podnoszeniu ciężarów, może polec z kretesem.

- Kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Mąż lubi ambitne zadania. Poza tym ludzie są zmęczeni tymi dwoma dużymi partiami, które bez przerwy się ze sobą kłócą. PJN to partia młoda, ze świeżymi poglądami, dobrym programem i ambitnymi pomysłami.

- Dlaczego ludzie powinni głosować na pani męża?

- Jest uczciwy, pracowity, ma głowę pełną pomysłów...

- I córkę Dodę. Jej wizerunek pomoże mężowi? Nie obawia się pani, że ludzie słysząc, iż startuje tata Dody, pomyślą: jaka córka, taki ojciec.

- Nie da się oddzielić wizerunku córki od męża. Ilu zwolenników, tylu przeciwników. Ale jeżeli ludzie myślą prawidłowo, to odbierają córkę jako osobę, która zrobiła wiele dobrego i w muzyce, i dla ludzi, np. charytatywnie. Mąż nie musi się wspierać wizerunkiem córki, choć jest z niej bardzo dumny. Wiele lat pracował na swoje nazwisko. Znany jest nie tylko w Ciechanowie.

- A jak pani ocenia córkę? Często pani do niej dzwoni i mówi: nie tak ciebie wychowałam?

- Nie mam jej za co krytykować. Każde jej zachowanie odbieram prawidłowo i zgodnie z jej intencją. Na przykład to, co zrobiła z długopisem w kształcie penisa, było zwykłym żartem. Oczywiście mogła go wyrzucić, ale sprawiłaby przykrość fanowi, który jej go podarował. Ona jest młodą, bardzo dowcipną i pogodną osobą. Nie możemy przecież wszystkiego traktować tak śmiertelnie poważnie! Zganiłabym ją natomiast, gdyby np. wsadziła polską flagę w psie odchody, jak to zrobiono podczas programu Kuby Wojewódzkiego. To byłoby naganne i nie do wybaczenia.

- Nie żałuje pani, że w wieku 13 lat pozwoliła córce wyprowadzić się z domu rodzinnego?

- Sama dokonała wyboru. Została tak wychowana, że wiedziała, co jest dobre, a co złe. Jako 13-latka wyprowadziła się do Warszawy, bo została przyjęta do Teatru Buffo. Wybrała śpiew. I czuje się w tej roli jak ryba w wodzie.

- Naprawdę tak to pani widzi? Może górę bierze matczyna miłość? Nie denerwuje się pani, kiedy córka wywleka pikantne szczegóły ze swoich związków, kiedy biega po scenie z prawie odkrytym tyłkiem...

- Przecież ona jest muzykiem, w pewnym sensie aktorem. A czy biega z odkrytym tyłkiem? Chyba innym artystom to też się spodobało, bo z tego, co widzę ostatnio na scenie, to ten tyłek coraz śmielej odkrywa więcej artystek. I to dużo, dużo starszych, które są matkami, a nawet babciami. Doda jest jeszcze bardzo młoda i jej to jeszcze pasuje. A jej zachowania? Nigdy nikogo pierwsza nie krytykuje i nie atakuje.

- Czyli to wojna celebrytów z Dodą? Ona jest niewinna?

- Czy w którejś z tych kłótni Dorotka zabierała głos jako pierwsza? Odpowiada na wcześniejsze zaczepki. Mąż ją wychował, aby spokojnie przeczekała pierwszą zaczepkę, ale po drugiej, trzeciej musi reagować. I tak było np. jeśli chodzi o Saletę czy Steczkowską. Dorotka nigdy pierwsza nie zabrała głosu. A ma fajną ciętą inteligentną ripostę i odpowiada tak, że innych wbija w ziemię. Nigdy też nie krytykuje koleżanek z branży. Wszyscy stali się jej krytykami, bo chcą się podwiesić do jej spódnicy. Krytyka Dody stała się sposobem na zaistnienie i lansowanie w mediach. Dla mnie to jest okropne.

- Broni jej pani konsekwentnie. Nie zdenerwowała się pani nawet wtedy, jak w ostatnim wywiadzie w "Vivie!" powiedziała, że chce się wyprowadzić z Polski?

- To była reakcja na wszędobylską i niczym nieuzasadnioną krytykę. Rozumiem to i podziwiam córkę za jej wytrzymałość i ogromny dystans. Ale nawet ona nie jest z żelaza.

- Nie jest w Polsce szczęśliwa?

- Za mało jest pozytywnych, zgodnych z prawdą relacji, które by ją wspierały. Ma pod górkę. Czyżby jej pewność siebie, uroda, talent i inteligencja tak bardzo drażniły innych?

- Ale przecież to Doda często prowokuje zachowaniem, wypowiedziami. Trudno tego nie zauważać.

- Ale czy prowokując, kogoś obraża? Przecież najważniejsza jest muzyka. A jej muzyka i występy są na światowym poziomie. Jeden z bezstronnych redaktorów napisał, że płyta Dody jest lepsza od ostatniego albumu Lady Gagi, a ja uważam też, że koncerty Dody i show, jaki tam daje, są dowodem na to, że szanuje fanów i daje z siebie wszystko. A tłumy ludzi na koncertach potwierdzają to. Powinniśmy pokochać swoich artystów takimi, jakimi są i pozwolić im tworzyć, by nie musieli wyjeżdżać z kraju.

- Tego jej pani życzy? Żeby wreszcie Polacy ją docenili?

- Dla mnie najważniejsze jest to, aby była zdrowa. Boryka się z problemami kręgosłupa. Jak będzie zdrowa, to osiągnie wszystko. Ponadto chciałabym, aby spotkała człowieka, który się nią zaopiekuje jak prawdziwy mężczyzna. Jakby miała te dwie rzeczy, to może zawojować świat.

- A o wnuku pani nie marzy?

- Na razie o tym nie myślę. Poza tym mam już wnuczkę, córkę syna.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki