Jarosław Flis: Tusk nie musi się obawiać, że wyłysieje

2010-07-08 15:48

Jeśli w tak sprzyjających okolicznościach Platforma nie zacznie reformować państwa, może przegrać wybory parlamentarne - ocenia dr Jarosław Flis, specjalista od mechanizmów władzy.

"Super Express": - Obaj kandydaci do urzędu Prezydenta RP prześcigali się w składaniu wyborcom rozmaitych obietnic. Jakby zapomnieli, że ubiegają się "tylko" o urząd prezydenta. A ten nie daje im możliwości zrealizowania wszystkich zapowiedzi.

Dr Jarosław Flis: - Komorowski nie musi czuć się zobligowany do wypełniania tych obietnic. Rozliczany z nich będzie Donald Tusk, i to już za rok. Politycy składają obietnice tak, aby w razie wygranej można je było rozłożyć w czasie albo obłożyć jakimiś zastrzeżeniami. Dlatego często nie podają terminu ich realizacji. Muszą zostawić sobie pewne pole manewru, aby nie stracić twarzy w oczach wyborców. Zresztą wolą mówić o tym, czego nie będą robić. W tej kampanii zarzekali się, że nie będzie likwidacji KRUS ani prywatyzacji służby zdrowia.

- Czy teraz, gdy Platforma zdobyła kolejny w tych miesiącach przyczółek władzy, zdecyduje się w końcu na reformy?

- Jeśli w tak sprzyjających okolicznościach nie zacznie reformować państwa, może przegrać wybory parlamentarne, które odbędą się za rok. Rząd nadal utrzymuje się przy władzy, bo z obawy przed spadkiem poparcia nie podjął się najistotniejszych reform. Ale również dlatego, że jednak zrobił dwa ważne kroki: rozpoczął reformę emerytur i wyprowadził wojska z Iraku. Oba przypadki pokazują też, że reform nie trzeba się bać. Wyjście z Iraku było jedyną ważną obietnicą Tuska z 2007 roku, która została zrealizowana. Relacje z Amerykanami nie popsuły się, a poparcie dla rządu nie zmieniło się znacząco. Tusk obawiał się też, że z powodu likwidacji emerytur pomostowych wyłysieje i straci 15 proc. poparcia. Nie stracił. Oczywiście obie zmiany to za mało, by pozbyć się poczucia niedosytu. Ale pokazują one, że nie zawsze idą w parze z buntami społecznymi. Społeczeństwo raczej oczekuje od rządu szybkiego działania tam, gdzie to konieczne.

- Czyli gdzie?

- Myślę, że niedługo może nas czekać komercjalizacja szpitali. Jednak najważniejsza jest reforma finansów publicznych. Rząd musi dokonać przeglądu wszystkich wydatków stałych, a także wprowadzić budżety zadaniowe i inne narzędzia dyscyplinujące wydatki publiczne, które - łagodnie mówiąc - nie zawsze są racjonalne. Nie będzie to reforma na miarę tych z czasu rządów Jerzego Buzka. Nie zatrząśnie ona polską gospodarką. W ogóle nie spodziewam się odważnych i ryzykownych reform. Wątpię na przykład w to, by rząd nakazał dziś pięćdziesięciolatkom pracować pięć lat dłużej. Jak mówi rosyjskie porzekadło: "Dopóki piorun nie strzeli, chłop się nie przeżegna".

- Platforma będzie reformować bezpiecznie i umiarkowanie, bez zadrażniania dużych grup społecznych?

- Tak. To nie będą reformy odczuwalne z dnia na dzień. Wystarczy, że rząd wyjdzie naprzeciw problemom kraju i zarysuje prawidłowy kierunek zmian. Zostanie to dostrzeżone przez media i ekonomistów. A rządowi nie będzie można zarzucić, że nic nie robi. Myślę też, że wkrótce przejdzie ustawa o parytetach i na pewno przyjęta zostanie w jakimś kształcie ustawa o in vitro. Nieprzyjęcie jej oznaczałoby spektakularną porażkę Platformy.

- Czy jakakolwiek formacja polityczna w III RP miała większe możliwości w reformowaniu państwa niż obecnie Platforma?

- Prezydent i premier pochodzili z tej samej formacji politycznej za rządów SLD w latach 2001-2005 i za rządów PiS w latach 2005-2007. Sytuacja wewnątrz koalicji PiS-LPR-Samoobrona była bardziej gorąca niż teraz. Co chwilę rozrywały ją jakieś kłótnie. Koalicjanci wywoływali też niewątpliwie większą niechęć mediów, a nawet własnego elektoratu. Obecna sytuacja bardziej przypomina tę po 2001 roku, ale z jedną ważną różnicą. Dzisiejszy układ rządzący ma zdecydowanego hegemona - Donalda Tuska. Jego relacje z Komorowskim są bez porównania lepsze niż "szorstka przyjaźń" Kwaśniewskiego z Millerem. W tym sensie dziś są większe możliwości reformowania państwa niż wtedy. Największym hamulcowym jest PSL. Zobaczymy, czy Platforma będzie dalej sprzedawać sukcesy rządu jako swoje, czy też podzieli się nimi z koalicjantem.

Dr Jarosław Flis

Socjolog, pracownik naukowy UJ, specjalista od mechanizmów władzy