Klub Sportowy Piaseczno za niespełna dwa lata powinien obchodzić 80-lecie działalności. O ile dotrwa, bo od kilku lat zmierza prostą drogą do bankructwa. Od trzech lat przynosi wyłącznie straty, jego długi przekroczyły już 200 tys. zł, a zarząd KS, który od dawna nie ma za co prowadzić niezbędnych inwestycji, zalega nawet z wypłatami dla części pracowników.
- Klub boryka się z problemami - przyznaje prezes KS Piaseczno Krzysztof Krakowiak (50 l.). - Udało nam się jednak zbilansować tak, że nie wydajemy więcej, niż mamy - dodaje.
Członkowie klubu widzą to inaczej. - Prezes zarządza klubem jak prywatnym folwarkiem, nie wiadomo, na co idą pieniądze. To on będzie odpowiedzialny za jego bankructwo - mówi anonimowo osoba działająca w KS Piaseczno.
Nieprawidłowości stwierdziła też komisja rewizyjna, która pod koniec roku zbadała ostatnie trzy lata działalności klubu i zarządzania finansami. Jej raport, w którym pełno przykładów niegospodarności, nie zostawia suchej nitki na zarządzie i jego prezesie.
To jednak nic w porównaniu z podejrzeniem jawnego łamania prawa, do którego zresztą prezes KS Piaseczno sam się przyznaje! Krzysztof Krakowiak, tłumacząc się z wystawienia tajemniczych umów o dzieło dla sprzątaczki na kwotę 4204 zł brutto, w oficjalnym piśmie potwierdzonym własną pieczątką napisał:
"Zarząd informuje, że wypłaty te były przeznaczone na uzupełnienie wynagrodzenia Pani (sekretarki - red.),
za wykonaną pracę na rzecz Klubu, a osoba Pani,
(sprzątaczki - red.) pojawia się tylko dlatego, aby nie komplikować Pani (sekretarce - red.) rozliczeń z ZUS-em ze względu na określone limity zarobków po przejściu na emeryturę".
Przyznał się tym samym do świadomego oszukiwania ZUS-u, czyli karnoskarbowego przekrętu!
To, z czego lekką ręką tłumaczył się na papierze, na żywo na panu prezesie zrobiło większe wrażenie. Zapytany o komentarz prezes Krakowiak, mając dokument w ręce, w sekundę poczerwieniał. - To stek bzdur - rzucił w pierwszym momencie i zaczął po raz kolejny czytać dokument.
W kolejnym oburzył się na to, że dokumenty wyciekają do prasy, ale konkretniej do własnych tłumaczeń odnieść się nie potrafił. - To jakieś wyrwane z kontekstu zdania. Musiałbym sprawdzić to w dokumentach, bo teraz nie pamiętam - dodał, a zaraz potem poinformował, że osób, które wytknęły mu ten księgowy zabieg, już w klubie nie ma. Zapewne jednak znajdą się takie, które postanowią sprawą zainteresować prokuraturę.