Tragiczny wypadek, czy okrutna zbrodnia? To pytanie zadaje sobie wielu dotkniętych sprawą Mateusza Szylaka.
Przypomnijmy, że student zaginął w listopadzie w nocy z soboty na niedzielę. 25-latek był studentem Politechniki Rzeszowskiej. Studiował zaocznie, w weekendy nocował zwykle u swojej dziewczyny. Feralnej nocy imprezował. Z domówki przemieścił się na Rynek. Bawił się w Czarnym Kocie. Następnie kamera zarejestrowała go na ulicy Hetmańskiej. Kiedy Mateusz nie wrócił, zaniepokojona dziewczyna zaalarmowała policję.
Poszukiwania były zakrojone na szeroką skalę. Jedna z wersji zakładała utonięcie. Choć strażacy przeczesywali Wisłok z użyciem sonaru aż do okolic Łańcuta, nic nie znaleziono. W piątek po godzinie 14.00 przypadkowy przechodzień zauważył w rejonie Mostu Zamkowego ciało w wodzie. Już potwierdzono, że to Mateusz.
Nieszczęśliwy wypadek czy udział osób trzecich?
Dzisiaj odbędzie się sekcja zwłok. Prokuratura musi odpowiedzieć na najważniejsze pytanie - jak zginął 25-latek.
Niewykluczone, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Na nagraniu z kamer monitoringu widać było, że chłopak był nietrzeźwy - wyraźnie się zataczał. Czyżby się poślizgnął i wpadł do wody, a potem (temperatura była niska) nie był w stanie się z niej wydostać?
- Zauważmy, że ścieżka na kładkę prowadzi prosto do wody. By wejść na mostek, trzeba odbić w bok. Teoretycznie nocą można się pomylić i zejść do wody - zauważa jeden z naszych Czytelników.
A może ktoś pomógł Mateuszowi? Na materiałach wideo widać, że w drodze student wdawał się w dyskusje z napotkanymi osobami, a nawet pokazywał środkowy palec kierowcom. Trafił na niewłaściwe osoby?
Rodzina Mateusza brała też udział w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". W tymże jeden z detektywów mówił o kobiecie, która tej nocy w rejonie Hetmańskiej słyszała krzyki. Jedna z kamer niewyraźnie zarejestrowała też zawracający samochód i ruch wokół niego.
Która wersja jest prawdziwa? Na to pytanie nie ma jeszcze odpowiedzi.