Jak Donek stał się Donaldem

2007-10-22 22:47

Wykształcony, przystojny facet z klasą, który od politycznych wojen i słownych przepychanek woli trzymać się z daleka. Takiego Donalda Tuska (50 l.) Polacy znają.

Mało kto jednak wie, że w dzieciństwie Donek często dostawał "wpieprz od kolegów", a dziś - choć ma 50 lat - ciągle bywa dużym rozmarzonym chłopcem, który uwielbia grać w piłkę nożną.

Mama Donka była sekretarką, a tata stolarzem. To po nim lider PO odziedziczył imię.

- Skąd kaprys mojej babci, żeby nazwać tak mojego ojca? Nie wiem - mówił polityk w wywiadzie. Jedno jest pewne - nie zostało zaczerpnięte z kreskówek Disneya.

Rodzice posłali Donalda do Szkoły Podstawowej nr 57 w Gdańsku. Jego dziwne imię drażniło kolegów i często od nich obrywał. Mimo to z rozrzewnieniem wspomina tamte lata. Tak samo jak wydarzenia w Stoczni Gdańskiej w 1970 r.

- Widziałem, jak stoczniowcy oblewali czołg benzyną i podpalali. Ale widziałem też, jak z rozbitego sklepu sportowego wyrzucano piłki i pływały one po rzece. Patrzyłem na te dziesiątki piłek pływających po Raduni - i to było dla mnie wstrząsające - wspominał polityk. Nie było go wtedy stać na piłkę.

W domu Tusków nie przelewało się, zwłaszcza kiedy w wieku 42 lat zmarł ojciec Donalda. Donek był w ósmej klasie podstawówki. - Zostawił mi nieczynną maszynkę do golenia, notes ze smutnymi notatkami i zepsute radio tranzystorowe - tak ojca wspominał Tusk.

Pocałunek i ślub

Po maturze, w 1976 roku, Donald rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Gdańskim. Już na pierwszym roku poznał filigranową Małgorzatę i na jednej z imprez przeszedł do ofensywy.

- Zakończyło się to namiętnym pocałunkiem - wspominała ze wzruszeniem Małgorzata Tusk (49 l.). Do Urzędu Stanu Cywilnego para trafiła 3 miesiące później.

Zamieszkali w wynajętym pokoiku. 12 grudnia 1981roku Małgorzata dowiedziała się, że jest w ciąży. Tego samego dnia właściciel wymówił im mieszkanie. W pierwszym dniu ogłoszenia stanu wojennego zostali bez dachu nad głową.

Harował całymi dniami

Donald sprzedawał pieczywo w przejściu podziemnym pod dworcem kolejowym. Potem pracował w spółdzielni "Świetlik", harował po 18 godzin na dobę.

- Pracowałem jako robotnik wysokościowy, konserwując urządzenia w kopalniach i w elektrowniach - wspominał.

W 1989 roku wyjechał na saksy, żeby dorobić - w szkole dla emigrantów wykonywał prace remontowe.

Szybko piął się po szczeblach politycznej kariery. Był posłem, senatorem, wicemarszałkiem Sejmu i Senatu.

Małemu Donkowi, który czterdzieści lat temu zaciekle kopał w piłkę z kolegami z gdańskiego podwórka, pewnie nie śniło się, że zajdzie tak wysoko i... zostanie premierem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki