Rodzinny dramat na Pradze. Przejmujące błaganie matki i córek: Zatrzymajcie go, zanim nas zabije!”

Ten rodzinny dramat rozgrywa się na Pradze-Północ. W mediach instytucje rządowe triumfująco informują o zaostrzeniu przepisów dotyczących przemocy domowej i skuteczniejszej izolacji sprawców. A rzeczywistość w warszawskim bloku nadal zakrawa na koszmar. Radosław G. nadużywał alkoholu i narkotyków. Po nich robił się agresywny i znęcał się nad żoną i dziećmi. Bił, wyzywał, poniżał, swoja starszą córkę okładał pięściami. Dziewczyna uciekła z domu, by być z dala od agresora. Niedawno mężczyzna został zatrzymany, usłyszał zarzuty znęcania się nad rodziną i ma zakaz zbliżania się do żony i dzieci. Ale kpi sobie z prawa. Wpadł kilka dni temu do domu i znów urządził awanturę. - Wrzeszczał, groził mi. Krzyczał, że powinnam się mieć na baczności. Chciał zabrać młodszą córkę. Nie reagował, gdy mówiłam, żeby się wynosił, bo ma zakaz zbliżania się do nas. Kiedy ten koszmar się skończy? Gdzie tu jest prawo?! – pyta z płaczem pani Jadwiga.

Na Radosława G. podziałał dopiero telefon na policję. Ale zanim funkcjonariusze przyjechali – uciekł z mieszkania. - Pomóżcie nam, zanim on nas zabije! – błaga przerażona kobieta. Liczy, że upublicznienie jego zachowania przystopuje nieco krewkiego męża i da on wreszcie rodzinie spokój. Jak policja może pomóc w tej sytuacji? Sprawa jest na razie w prokuraturze. - Policja każdorazowo po interwencji sporządza notatki, które są potem istotne w postępowaniu sądowym. Policjanci mogą nakazać opuścić mieszkanie. Ale gdy sąd wydaje zakaz zbliżania się, a jest on łamany, mogą zatrzymać agresora – mówi Irmina Sulich z północnopraskiej komendy policji.