Warszawa: Mam spalić mieszkanie, żeby się przeprowadzić?

2010-10-18 19:00

Urzędnicy z Włoch już trzy razy obiecywali Annie Janas (34 l.) i jej szóstce dzieci mieszkanie w nowych blokach komunalnych. Jednak za każdym razem okazywało się, że rodzina się nie przeprowadzi, bo dzielnica musi mieć wolne mieszkania dla ewentualnych ofiar pożarów.

Dom przy ulicy Urszuli 27 w Nowych Włochach to przedwojenna ceglana kamienica. Na pierwszym piętrze mieszka pani Anna Janas (34 l.) z szóstką dzieci. Mieszkanie jest tak małe, że córki śpią na piętrowym łóżku wstawionym do kuchni. - Nie ma nawet warunków do nauki. Bo gdy część dzieciaków odrabia lekcje, pozostałe chcą się bawić. A mieszkanie jest malutkie, zaledwie 30-metrowe - mówi pani Anna.

Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Olimpijczyk zmarł w szpitalu po wypadku w Złotych Tarasach

Anna Janas wielokrotnie starała się o nowe mieszkanie. - Urzędnicy obiecywali mi mieszkanie w nowych domach komunalnych. Miałam najpierw dostać lokal przy ulicy Flagowej, potem przy Kleszczowej i ostatnio przy Krańcowej. Niestety, znów dostałam odmowę - żali się kobieta.

Michał Wąsowicz (37 l., PiS), burmistrz dzielnicy Włochy, nawet nie kiwnął palcem, by pomóc kobiecie z szóstką dzieci. - Rozkładał ręce, mówiąc, że w blokach komunalnych muszą być wolne mieszkania na wypadek pożaru czy innej katastrofy, w której ludzie stracą dach nad głową - opowiada pani Anna.

W mieszkaniu panuje przeraźliwe zimno i wilgoć, na ścianach jest grzyb. Nie ma ciepłej wody. Janasowie kąpią się więc w maleńkiej wanience, a wodę grzeją na butli gazowej. - Staram się, jak mogę, żeby jakoś dało się tutaj mieszkać, ale już powoli tracę siły - smuci się kobieta. - Chyba będę musiała podpalić to mieszkanie, żebyśmy zostali pogorzelcami i mogli dostać nowe lokum - dodaje.

Patrz też: Warszawa: Przez remont Dźwigowej ludzie chodzą po torach

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki