Wstrząsająca zbrodnia

Monika A. zamordowała milionera dla pieniędzy. Jego poćwiartowane ciało spaliła w lesie

2023-03-25 6:50

Wstrząsająca historia z Warszawy. W 2014 r. wiadomość o niej wstrząsnęła opinią publiczną. Młoda księgowa Monika A. dokonała na Sadybie makabrycznej zbrodni. Zwabiła do wynajętego mieszkania milionera Aleksandra P. († 86 l.), zamordowała, a poćwiartowane zwłoki wywiozła w walizce do lasu, a później spaliła. Wszystko dla pieniędzy. W drastycznej zbrodni pomagał jej nastoletni Grzegorz O. i jego dziewczyna.

Monika A. zabiła bogacza dla pieniędzy. Mówiła o sobie: "jestem demonem"

Monika A. uchodziła za nieprzeciętnie inteligentną. Ta inteligencja popchała ja jednak w złym kierunku. Swoją karierę rozpoczęła i zakończyła... w więzieniu. Odsiaduje teraz dożywocie jako jedna z najbardziej bezwzględnych zbrodniarek ubiegłej dekady.

Jako młoda kobieta Monika A. (dziś 40-letnia kobieta) pracowała w różnych miejscach. Najpierw pełniła służbę w zakładzie karnym w Płońsku, miała rodzinę i małego synka, ale wdała się w romans z jednym z więźniów i została wyrzucona ze służby. Później była bibliotekarką i księgową. W końcu porzuciła rodzinę i wyjechała do Warszawy. Tam wdała się w romans z żonatym mężczyzną i w tym czasie poznała warszawskiego bogacza, Aleksandra P. († 86 l.). Handlował nieruchomościami, na własność miał kilka mieszkań w centrum Warszawy. A Monika marzyła o bogactwie… Uknuła więc szatański plan.

Zdobyła zaufanie milionera zatrudniając się jako jego asystentka i pomagając mu. Po kilku miesiącach potentat mieszkaniowy dał się jej omamić. Starszy pan zaczął traktować ją niemal jak własną wnuczkę. Była funkcjonariuszka upatrzyła go sobie, bo był bajecznie zamożny i samotny. Aleksander P. nie utrzymywał kontaktów z rodziną.

Monika w czasie, gdy udawała uczynną i przyjacielską, zaczęła planować morderstwo. Wiedziała, że sama nie poradzi sobie z zabiciem i zatarciem śladów. Postanowiła więc posłużyć się młodszym bratem swojej znajomej. Grzegorz R. był nastolatkiem z niezamożnej rodziny. Chętnie zgodził się na udział w zbrodni, w zamian za obietnicę dużego zysku.

Monika zwabiła starszego biznesmena 5 maja 2014 r. do wynajętego mieszkania przy ul. Konstancińskiej w Warszawie. Mówiła, że chłopak chce je sprzedać. - Obejrzeliśmy lokal i usiedliśmy przy stoliku. Wtedy dostałem od Moniki SMS, że mam go zabrać jeszcze do łazienki, powiedzieć, że coś tam śmierdzi – mówił podczas wizji lokalnej chłopak. 19-latek opisał, że gdy mężczyzna wyszedł na korytarz, Monika uderzyła go butelką w głowę. Potem poderżnęła mu gardło nożem. - Ten pan się przewrócił. Przez chwilę ruszał, a wokół niego rosła kałuża krwi. Monika przeszukała go, wyjęła mu z kieszeni około 2 tys. zł, klucze do mieszkania i trzy telefony – zeznawał Grzegorz R. - Pytałem, czemu to zrobiła. Powiedziała, że zamierza przejąć jego mieszkania w centrum Warszawy i z kimś się już na nie dogadała. Twierdziła, że nie pierwszy raz zabiła człowieka - zeznał wspólnik demonicznej księgowej.

Gdy Aleksander dogorywał w kałuży krwi, zbrodniarze pojechali do marketu na Sadybie po walizkę. Upchnęli niej ciało i wywieźli do Wróblewa, 120 km od Warszawy. Zakopali walizkę ze zwłokami. Monika jeździła po grobie samochodem, żeby zatrzeć ślady.

Po tygodniu jednak wrócili do wsi. Para zwyrodnialców wykopała zwłoki we Wróblewie i wywiozła je do Zaborowa. - Monika wyrzuciła zwłoki w walizce, położyła je na trawie i pojechaliśmy po benzynę. Później zrobiła kilka zdjęć telefonem, polała zwłoki paliwem i podpaliła. Kazała mi dokładać leżącej obok papy, żeby lepiej się paliło. Po dwóch godzinach została tylko czaszka i parę kości. Wtedy odjechaliśmy - powiedział Grzegorz na nagraniu z wizji lokalnej.

Śledczy nie przeprowadzili wizji z Moniką A. - Ona od początku przedstawiała niewiarygodną wersję wydarzeń. Twierdziła, że w ogóle jej nie było na miejscu wydarzeń – mówił na rozprawie prokurator.

Po zbrodni Monika przepisała na siebie mieszkanie przy Marszałkowskiej, należące do zamordowanego agenta nieruchomości. To w nim zatrzymała ją policja. Na jej komputerze śledczy znaleźli zdjęcia zwłok.

Monika szlochała na sali sądowej. – Przepraszam. To nie powinno się wydarzyć. Do tego nie powinno dojść – łkała. Jej łzy nie wzruszyły jednak prokuratora. Oskarżyciel stwierdził, że w całej swojej karierze nie miał styczności z tak bezwzględną sprawczynią. Podkreślił, że kobieta wykazała się dużą umiejętnością płakania na zamówienie. Domagał się dla 32-latki dożywocia. I sąd ostatecznie tak skazał Monikę, a jej pomagiera na 25 lat więzienia. Kobieta wyroku słuchała już z kamienną twarzą.

„Zła jestem głównie na siebie, bo pod postacią słodkiej dziewczyny i namiętnej kobiety zawsze krył się okrutny demon, który tylko czeka, aby zaatakować i wbić swoje kły w szyję potencjalnych ofiar" – napisała sama o sobie morderczyni Monika A., która już 9 lat siedzi w więzieniu bez szans na zobaczenie świata bez krat.

Jak podawał TVN Warszawa, w procesie zarzuty usłyszała też 15-letnia dziewczyna Grzegorza - Ola. To ona powiedziała o wszystkim swojej siostrze, a ta swojemu chłopakowi policjantowi. Wcześniej Aleksandra P. nikt nie szukał. Był samotny.

Sonda
Czy za zabójstwo powinna być kara śmierci?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki