Po co nam autobusy widma?

2013-05-27 3:00

Urzędnicy jak szaleni wzięli się do cięć w komunikacji miejskiej. Od 1 czerwca na ulice nie wyjedzie 10 linii autobusowych, a kolejne 30 zmieni swoje trasy. Wciąż jednak kursować będą autobusy widma, takie jak: E-4, E-6 oraz E-8, i choć jeżdżą puste, urzędnicy twierdzą, że doskonale uzupełniają ich ofertę.

Czyżby miasto stać na takie rozwiązania? Pomimo kryzysu i gigantycznych cięć w komunikacji po ulicach stolicy wciąż krążą autobusy, które wożą powietrze. Przykłady?

E-4 kursuje z Tarchomina do metra na Młocinach w porannym szczycie co 10 minut. Jednak z Bielan na Białołękę jedzie już jako... przejazd techniczny, nie zabierając pasażerów z przystanków. Identycznie jeździ autobus linii E-8, który ma nieco wydłużoną trasę, bo rusza z pętli Nowodwory. Po południu w jednym kierunku kursuje natomiast E-6, który odwozi pasażerów z metra Młociny na Nowodwory. Jednak ci, którzy chcieliby wsiąść w E-6 na Tarchominie i podjechać do podziemnej kolejki, nie mają na to absolutnie szans, bo rozpędzony autobus pędzi akurat na Bielany. ZTM twierdzi, że nie ma pieniędzy i cięcia w komunikacji są konieczne. Czemu więc likwiduje popularne autobusy, a zostawia te puste? - To są linie kursujące jedynie w godzinach szczytu i wtedy doskonale uzupełniają "101". Jednokierunkowa trasa pozwala na zapewnienie wysokiej częstotliwości kursowania przy mniejszej liczbie taboru - tłumaczy w rozmowie z "Super Expressem" Igor Krajnow (34 l.), rzecznik ZTM. Warszawiakom jednak trudno przyjąć te argumenty. Tym bardziej że urzędnicy zlikwidowali popularne na Tarchominie "510" i "503". - To absurd! Linie ekspresowe powinny zatrzymywać się w obu kierunkach - oburza się Piotr Gajewski (40 l.).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki