Mieszkańcy piętrowej komunalnej kamienicy przy ul. Szczęsnej 20 sobotni wieczór spędzali jak zwykle, w kapciach, przed telewizorem. Dochodziła godz. 20, gdy z sielanki wyrwały ich krzyki. - Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem sąsiadkę, która krzyczała, że dach nam się pali - opowiada Paweł Winnicki (50 l.), który mieszka na parterze. - Zaczęliśmy biegać z sąsiadami i wyciągać ludzi z mieszkań. Każdy łapał, co się dało, bo tu stropy drewniane, klatka schodowa też, więc to szło momentalnie - dodaje.
Ogień pojawił się w suszarni na strychu, strawił kawałek dachu i dwa znajdujące się tam mieszkania. Ludzie potracili wszystko, psy uratowali dosłownie w ostatniej chwili. Z płomieniami walczyło kilka zastępów straży pożarnej, jeden ze strażaków mocno się poparzył.
Ludzie przez kilka godzin stali pod domem i patrzyli na zgliszcza. Dopiero po godz. 22 pojawili się urzędnicy, którzy zorganizowali im nocleg w świetlicy Klubu Sportowego Przyszłość. Dziś mają powiedzieć lokatorom, co będzie dalej. Wiadomo, że na remont kamienicy nie ma szans, bo nie zgadza się na to osoba, która w sądzie walczy o odzyskanie nieruchomości. Ludzie są pełni obaw. - Nie mamy nic. Tyle co na sobie - mówi Ewa Szybicka (49 l.). Cieszy się, że w sobotni wieczór zachciało jej się spaceru. Inaczej zostałby jej tylko szlafrok.