Jestem księdzem nie tylko w filmie!

2008-02-11 17:52

Włodzimierz Matuszak (61 l.), słynny proboszcz Antoni z serialu "Plebania", nie może przejść spokojnie ulicą, żeby kilku przechodniów nie zwróciło się do niego: "proszę księdza".

Zwłaszcza starsze wielbicielki telenoweli chcą w nim widzieć duchownego z krwi i kości. Witają się z nim jak z księdzem, starają całować w rękę i pytają, jak żyć. Tymczasem znany aktor przez długi czas wcale nie był przekonany do tej roli.

- W wieku 52 lat rozpocząłem życie od nowa - mówi aktor. - To było pod koniec lat 90. Przyjechałem z Niemiec do Warszawy i postanowiłem znaleźć tu sobie pracę. Uskładałem pieniędzy na 3-4 miesiące życia i zacząłem chodzić na castingi. Któregoś dnia znajoma prowadząca przesłuchania powiedziała mi, że jestem brany pod uwagę do roli w serialu.

Dowiedziałem się, że mam zagrać księdza. I nie ukrywam, że miałem w związku z tym sporo wątpliwości. W Polsce o księżach mówi się z uwielbieniem albo z nienawiścią. Kiedy jednak przeczytałem pierwszych 16 odcinków, byłem pewien: chcę zagrać ks. Antoniego Wójtowicza.

Pamiętam, gdy zaczynaliśmy kręcić pierwsze odcinki... Cała ekipa marzyła: Ach, żeby tak 50 odcinków. Gramy już 8. rok, ponad 1000 emisji.

Dlaczego tak się dzieje, że ludzie chcą widzieć we mnie taką pomocną dłoń, dobrego proboszcza, do którego można przyjść z osobistymi problemami? Gram postać, która jest pełna zrozumienia, ciepła, która dla innych zawsze ma czas. A ludzie tak bardzo potrzebują, by ktoś ich wysłuchał.

Jednak ja nie jestem księdzem. Mam żonę. Ona mieszka w Niemczech. Nie przyjechała ze mną do Polski ze względów zdrowotnych. W 1989 r. przeszła operację serca. Żona ma tam pracę. Nie chce jej porzucać na kilka lat przed emeryturą. Ale za kilka lat osiądziemy w Polsce razem. To dla niej kupiłem podupadające gospodarstwo na Pomorzu, tylko 100 km od granicy niemieckiej. Tak na wszelki wypadek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki