Adrian zandberg

i

Autor: Piotr Grzybowski

Adrian Zandberg: Nocna zmiana

2019-08-31 5:13

W poniedziałek pierwszy dzień szkoły. To zawsze jest emocjonujące, ale tym razem rząd przesadził z dostarczaniem wrażeń uczniom i ich rodzicom. Wszyscy z niepokojem czekają, aż dzieci przyniosą nowe plany lekcji. Niestety, jest się czego bać. W tym roku PiS-owska reforma edukacji zbierze swoje żniwo. Ci uczniowie, którzy mają pecha i trafią w młynek systemu dwuzmianowego, będą wracać do domu dopiero wieczorem.

Nietrudno wyobrazić sobie, jakie to przyniesie konsekwencje. Rodzice będą mieli niewiele czasu, który mogą spędzić z dziećmi. Kiedy oni wstają i wychodzą do pracy, dzieciaki będą odsypiać poprzedni dzień, albo zabierać się za pracę domową. Wieczorem dzieci będą jeszcze w szkole. Można zapomnieć o wspólnym obiedzie czy wyjściu na spacer. Prawica lubi dużo mówić o tym, jak ważna jest dla nich rodzina. W praktyce rodzina spotyka się w domu dopiero po zmroku.

Bywa, że system zmianowy jest konieczny. Tak jest w przemyśle, w szpitalach. Ale dzieci to nie dorośli! Wieczorna nauka matematyki czy programowania mija się z celem. Wbrew temu, co usiłuje wmówić prawica, przepełnione klasy i nauka po nocach to nie jest “coś normalnego”. Młodzi ludzie potrzebują czasu na odpoczynek, rozwój, czy wreszcie na prozaiczne spotkanie ze znajomymi. System zmianowy im to po prostu odbiera.

W dużych miastach, z pomocą dziadków i znajomych, wszystko da się jakoś zorganizować. Ale co zrobić tam, gdzie nie ma porządnej sieci autobusów? Jak uczniowie mają wrócić ze szkoły? Zwykle kolejny obowiązek spada na rodziców.

Słyszę, że taka organizacja nauki to nic złego. Że “kiedyś też tak było” i nikt nie narzekał. Ten argument brzmi dosyć dziwnie w ustach ludzi, którzy sami korzystają z dobrodziejstw współczesnego świata. Skoro “kiedyś” było tak dobrze, to może ministrowie sami zrezygnują z telefonów komórkowych, z internetu, a do pracy będą dojeżdżać furmanką? Na to chętnych nie ma.

Szkoła źle znosi przewroty. Ten, który zawdzięczamy pani minister Zalewskiej, był wyjątkowo nieprzemyślany i niepotrzebny. Pani Zalewska koniecznie chciała mieć swoją własną reformę i dopięła swego. Likwidacja gimnazjów była krytykowana przez nauczycieli, samorządowców i ekspertów. Ministerstwo postanowiło nie słuchać nikogo i przepchnęło reformę kolanem. Teraz widać efekty - pani Zalewska uciekła do Brukseli, a zamiast dobrej zmiany w szkołach jest zmiana nocna.