Kamil Durczok pojawił się w sądzie tuż przed rozpoczęciem rozprawy. Przywitał się ze swoimi adwokatami i wszedł na salę sądową.
Po 40 minutach dziennikarz ją opuścił. Sąd ogłosił swoją decyzję po kolejnej godzinie. Okazało się, że dziennikarz pozostanie na wolności. Zwiększono jedynie kwotę poręczenia majątkowego, którą musi zapłacić z 15 tysięcy złotych do 100 tysięcy.
Przypomnijmy, że w piątek, 26 lipca, około godz. 13 swoim BMW 6 wjechał w pachołki, na remontowanym odcinku autostrady A1 między Łodzią a Piotrkowem Trybunalskim. W wydychanym powietrzu dziennikarz miał aż 2,6 promila alkoholu. Przez dwa dni trzeźwiał w piotrkowskim areszcie. Później prokuratura przedstawiła mu dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości i spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Za te czyny grozi mu nawet 12 lat więzienia.
Jak ustalił „Super Express” Durczok przejechał pijany aż 370 kilometrów, z Władysławowa w okolice Piotrkowa Trybunalskiego. Na jednej ze stacji benzynowych pod Łodzią miał jeszcze kupować małą buteleczkę wódki.
Prokuratura chciała by dziennikarz został aresztowany, ale sąd ten wniosek odrzucił. Kilka dni później śledczy z Piotrkowa złożyli zażalenie na tę decyzję.
Sąd odwoławczy utrzymał ją w mocy. - Argumentowaliśmy, że prawdopodobieństwo popełnienia drugiego z zarzucanych czynów, czyli spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa w ruch lądowym jest nikłe - mówił zaraz po orzeczeniu mecenas Michał Zacharski. - Sąd podzielił nasze argumenty.