Mateusz Morawiecki

i

Autor: PAP/Radek Pietruszka

Katastrofalne prognozy. Polska straci fortunę? "Rząd ani nie zachowa cnoty, ani nie zarobi rubelka"

2020-11-17 5:35

Weto uratuje rząd przed powiązaniem wypłaty unijnych funduszy z praworządnością? "Jeśli rząd zawetuje budżet, to rozporządzenie o powiązaniu funduszu z praworządnością i tak może wejść w życie, bo do jego przyjęcia nie trzeba jednomyślności. W takiej sytuacji rząd ani nie zachowa cnoty, ani nie zarobi rubelka, bo powiązanie zacznie obowiązywać już od 1 stycznia i obejmie także prowizorium budżetowe" - mówi w rozmowie z Tomaszem Walczakiem Adam Traczyk, prezes think-tanku Global.Lab.

„Super Express”: - Jesteśmy o krok od uzależnienia wypłaty unijnych funduszy od przestrzegania zasad praworządności. Rząd grozi wetem. Co ono by oznaczało? Utratę unijnych pieniędzy dla Polski, czy po prostu prowizoryczny budżet, który nic w sytuacji naszego kraju nie zmieni?

Adam Traczyk: - Przedłużone zostałby maksymalne pułapy wydatków UE, a państwa członkowskie dalej przelewałby fundusze do wspólnego budżetu. Problem w tym, że poza polityką rolną, na którą środki są zabezpieczane z wyprzedzeniem, budżet istniałby tylko teoretycznie. Bez wieloletnich ram finansowych brakowałoby podstawy prawnej do przyjęcia rocznego budżetu i tym samym wypłaty środków na większość unijnych programów. Oczywiście, ten pat nie trwałby wiecznie, ale poza jego ekonomicznymi konsekwencjami należy brać pod uwagę także te polityczne.

- To znaczy?

- Co prawda, groźba weta to przede wszystkim metoda negocjacyjna, ale jeśli faktycznie rząd zawetuje budżet, mamy gotowy przepis na wielki kryzys polityczny. A pamiętajmy przecież, że politycy PiS grożą zawetowaniem swojego wielkiego sukcesu, bo tak mówili o nowym unijnym budżecie. Prezes Kaczyński nie mógł się nachwalić premiera Morawieckiego twierdząc, że uzyskał „najwięcej jak było można”. Co więcej, nawet jeśli rząd zawetuje budżet, to rozporządzenie o powiązaniu funduszu z praworządnością i tak może wejść w życie, bo do jego przyjęcia nie trzeba jednomyślności. W takiej sytuacji rząd ani nie zachowa cnoty, ani nie zarobi rubelka, bo powiązanie zacznie obowiązywać już od 1 stycznia i obejmie także prowizorium budżetowe.

- Unijne ramy finansowe na lata 2021-2027 nie tylko klasyczne fundusze spójności i wspólna polityka rolna, ale także unijny „plan Marshalla” na odbudowę gospodarki po pandemii koronawirusa, którego Polska ma być jednym z głównych beneficjentów. Te pieniądze w razie weta są zagrożone?

- Tak. Co więcej, można sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji pozostałe państwa UE nie oglądałyby się na Polskę i zdecydowałyby się na ustanowienie Funduszu Odbudowy odrębną umową międzynarodową poza ramami traktatowymi. Polska wówczas nie tylko obeszłaby się smakiem w sprawie dodatkowych miliardów euro, ale także sprowokowała realizację scenariusza, którego rzekomo rządzący tak bardzo się obawiają, czyli powstania Unii dwóch prędkości.

- Na lipcowym unijnym szczycie premier Morawiecki zgodził się na mechanizm „pieniądze za praworządność”. Dziś PiS przekonuje, że to, co ustaliła niemiecka prezydencja pod rękę z Parlamentem Europejskich jest nie do zaakceptowania. Ziobro mówi wręcz o zniewoleniu. Rzeczywiście?

- To oczywiste manipulacje, choć oczywiście trudno ocenić jak daleko rząd PiS chciałby sobie podporządkować sądownictwo w Polsce. Co więcej, trudno zrozumieć nakręcaną przez Solidarną Polskę antyniemiecką histerię. Propozycja prezydencji niemieckiej odpowiadała stanowisku rządu, gdyż zakładała jedynie powiązanie wypłaty funduszy z działaniami zagrażającymi interesom finansowym Unii. Chodziło o to, aby chronić unijny budżet przed korupcją czy sprzeniewierzeniem środków. Mimo tego, prezes Kaczyński mówił o „terroryzowaniu Polski pieniędzmi”. Ostatecznie Parlament Europejski wymógł nieco szersze zapisy, ale ciągle są one w duchu porozumienia osiągniętego w lipcu. Ich celem jest ochrona budżetu UE przed malwersacjami oraz w dużej mierze symboliczne podkreślenie wagi praworządności i unijnych wartości.

- PiS straszy dodatkowo, że „niewdrożenie strategii LGBT będzie skutkowało odbieraniem pieniędzy". Mają rację?

- Oczywiście, że nie. Kwestie równości małżeńskiej należą do wyłącznych kompetencji państw członkowskich i jeśli polski rząd w dalszym ciągu będzie chciał dyskryminować pary jednopłciowe, to Unia będzie co prawda zachęcać do zmiany stanowiska, ale nie może do tego zmusić. Może jednak być tak, co zresztą miało już miejsce, że polskim wnioskodawcom – na przykład gminom, które wprowadzają uchwały dyskryminujące osoby homo- lub transseksualne – nie zostaną przyznane dodatkowe środki w ramach konkursów na przykład na rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Nie ma natomiast powodu, aby obawiać się, że wstrzymane zostaną dopłaty dla rolników czy fundusze strukturalne.

Rozmawiał Tomasz Walczak