Wojna na Ukrainie

i

Autor: AP Wojna na Ukrainie

"Konflikt zbrojny jest najmniej realną możliwością". Ekspert o sytuacji na Ukrainie

2022-02-16 14:00

- Nie możemy się spodziewać uchodźców, albowiem konflikt zbrojny jest najmniej realną możliwością rozstrzygnięcia dyskusji o stanie bezpieczeństwa w Europie. Raczej powinniśmy stawiać pytania o ewentualne problemy ekonomiczne Ukrainy - mówił w rozmowie z nami prof. Rafał Chwedoruk.

Z prof. Rafałem Chwedorukiem rozmawialiśmy 15 lutego, czyli dzień przed doniesieniami o rosyjskiej inwazji na Ukrainę rzekomo planowanej na środę 16 lutego.

W ostatnim czasie polscy politycy mówią o fali uchodźców, jaka czeka nas po możliwej, jak się mówi, inwazji Rosji na Ukrainę. Jakiej liczby osób uciekających przed wojną można się spodziewać?

Nie możemy się spodziewać uchodźców, albowiem konflikt zbrojny jest najmniej realną możliwością rozstrzygnięcia dyskusji o stanie bezpieczeństwa w Europie. Raczej powinniśmy stawiać pytania o ewentualne problemy ekonomiczne Ukrainy. Tego czego powinniśmy się bać to erupcji kryzysu gospodarczego na Ukrainie i dalszego napływu ludności stamtąd, chociażby dlatego, że część z tych, którzy mogą napływać, to nie będą osoby, które nie będą mogły wejść na polski rynek pracy ze względów demograficznych. Warto zauważyć, że w teoretycznie prawie 40-milionowej Ukrainie jest aż 10 milionów emerytów. Nie przeczy to jednemu - że wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej pokazują, że jako część Unii Europejskiej będziemy podlegać presji migracyjnej w różny sposób w kolejnych latach. Jest wiele zakątków świata bardzo zagrożonych upadkiem państw. Przykładem jest Afganistan. Traciliśmy czas na wojenną panikę.

A jednak pojawia się wiele komentarzy, nawet takich, które podają konkretne daty.

Takie komentarze funkcjonują bez przerwy w zasadzie od roku. Wystarczy, żebyśmy dzisiaj zapytali wszystkich tych polityków, którzy wskazywali kolejne daty, co się z ich zapowiedzi sprawdziło. Odpowiedź jest prosta: nic. W czasach zimnej wojny amerykański polityk James Forrestal z okrzykiem “Rosjanie nadchodzą” wyskoczył z okna. Jak słucham wielu rozgorączkowanych głów w Polsce, to mam wrażenie, że przydałby się im kubeł zimnej wody.

Absurd całej sytuacji polega na tym, że o wojnie mowa jest wszędzie, tylko najmniej na Ukrainie i w Rosji. Skoro ma być wojna, to dlaczego obie strony nie ogłaszają mobilizacji? Obie strony mają armie pochodzące z poboru. Dlaczego ilość wojsk, według oficjalnych danych, potwierdzanych przez ekspertów wojskowych, absolutnie nie starcza, jeżeli chodzi o pełnoskalową inwazję na Ukrainę, a po stronie Ukrainy co najmniej połowa armii jest skoncentrowana na niewielkim obszarze wokół separystycznych republik. Skoro zanosi się na wojnę, to dlaczego w zeszłym roku, obroty gospodarczy Ukrainy z Rosją bardzo wyraźnie wzrosły? Dlaczego Białoruś i Rosja ratowały bilans energetyczny Ukrainy, kiedy pojawiły się zjawiska kryzysowe? Gdyby ktoś rzeczywiście chciał zaatakować Ukrainę, to po pierwsze zablokowałby granicę, obrót ekonomiczny, dostawy energii i tak dalej. Wówczas rzeczywiście mielibyśmy do czynienia z bardzo poważną sytuacją, niebezpieczną także dla Polski, bo bylibyśmy rzeczywiście naturalnym kierunkiem ucieczek i migracji.

Jeśli spojrzymy sobie na kontekst polityczny, to po co Rosja, która przez wiele lat forsowała budowę Nord Stream 2, doczekała się tej budowy, nie doczekała się jeszcze jedynie jego formalnego zatwierdzenia, miałaby teraz ostatecznie przekreślać fundamentalny dla swojej ekonomicznej przyszłości projekt, zdobyciem wyludniających się terenów Ukrainy? Wreszcie jak spojrzymy na gospodarkę rosyjską, to elementem budżetu, który przynosi najwięcej dochodów, są surowce. Po pierwsze surowce kupowane przez państwa Europy Zachodniej. Mówiąc w skrócie - Rosja atakując Ukrainę sama podcięłaby gałąź na której siedzi i nad którą pracowała przez wiele lat. Handel z Chinami i sprzedaż im surowców nie zrekompensuje tego, nawet jakby Chiny tego chciały, bo po prostu nie ma jak przesyłać takich ilości surowców do Chin.

Obserwowaliśmy w istocie nie przygotowania do wojny, ale permanentną kampanię informacyjną, która wiąże się z po pierwsze z wielką polityką - z tym, że Stany Zjednoczone próbują przeciwdziałać w umacnianiu się ekonomicznych więzi pomiędzy Rosją a Europą Zachodnią, stąd różnorodne reakcje wewnątrz Europy Wschodniej. To swoista wojna o Niemcy. O to jaką pozycję one zajmą. Widać wewnętrzne podziały w Niemczech i widać oddziaływanie innych krajów, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, w tej materii.

Polski problem polega na tym, że naszym partnerem politycznym są Stany Zjednoczone, które mają swoje określone cele w całej tej sytuacji, a głównym partnerem ekonomicznym są Niemcy, które mają cele niekoniecznie zgodne z amerykańską polityką. Jesteśmy między młotem a kowadłem i tak naprawdę nie ważne, czego nie zrobimy, to będziemy bardzo poważnie ryzykowali i stąd ostrożność byłaby czymś, co w zaistniałej sytuacji szczególnie potrzebne.

Mamy do czynienia raczej z wielopoziomową grą i można odnieść wrażenie, że Ukraina stała się tu tylko instrumentem dla potężniejszych od niej państw. Oczywiście możemy sobie wyobrazić to, że wyraźnie zachęcani do asertywności Ukraińcy stracą kontrolę nad tym co się dzieje na ich terytorium. Pamiętajmy, że oprócz regularnych jednostek wojskowych po ukraińskiej stronie frontu są też jednostki ochotnicze formowane przez skrajnie prawicowe formacje. Trudno powiedzieć, czy te jednostki zawsze będą do końca wykonywały to, co ukraińskie władze postanowią. Ostatnie dni pokazały coś dużo groźniejszego dla przyszłości Ukrainy. Ewakuacje dyplomatów, ucieczki oligarchów i deputowanych, nikłość demonstracji patriotycznych wskazują na kruchość fundamentów państwowości.

Spodziewajmy się tego, że przez najbliższe miesiące obie strony będą podnosiły stawkę w grze, straszyły się różnymi rzeczami, wypuszczały fejki, kiedy jedni przestaną już straszyć, to zaczną drudzy. Każdy ma w tym swój własny interes. Rosja ma choćby taki, że rosną ceny ropy, a to jest najważniejszy surowiec, z którego żyje. Stany Zjednoczone zaś korzystają na rynku gazowym. Podpisują też w tej części Europy bardzo korzystne kontrakty, czy to na myśliwce z Finlandią, czy to na reaktory jądrowe z Polską. Wszyscy są zadowoleni, tylko nie wszyscy w ostatecznej instancji za to zapłacą.

Jakie korzyści z mówienia takich niepokojących informacji mają w takim razie polscy politycy i komentatorzy?

Strach jest czymś, co bardzo pomaga zyskiwać politycznie, czy biznesowo, bo można sprzedać usługę pod nazwą bezpieczeństwo. Pamiętajmy, że jesteśmy krajem bardzo mocno prozachodnim. Bardzo chcemy wierzyć w to, co stamtąd płynie, często nie zachowując dystansu i traktując to bardzo dosłownie. Stąd nie stosujemy żadnych filtrów, i jak nam ktoś mówi, że jutro będzie wojna, to istotna część z nas wierzy.

Myślę, że też historycznie jesteśmy wrażliwi na tematy rosyjskie, szczególnie te pokolenia, które przeważają obecnie w życiu publicznym, ponieważ większość z nich socjalizowała się politycznie w czasach, kiedy Związek Radziecki chylił się już ku upadkowi i kiedy ówczesny system tracił legitymizację. Stąd te pokolenia nie patrzyły na Rosję inaczej niż na kontynuatora Związku Radzieckiego, nie patrzyły też przez takie pryzmaty, jakie patrzyli starsi od nich. Ten czynnik też ma pewne znaczenie.

Po trzecie oduczyliśmy się dyskutować w Polsce w ostatnich latach. Potrafimy tylko prowadzić monologi albo kłócić się, a celem takiej kłótni nie jest przekonanie oponenta do czegokolwiek, tylko przekonanie swoich dotychczasowych zwolenników do słuszności dokonanego na długo wcześniej wyboru. I zbieramy tego żniwo. Nie sposób porozmawiać w Polsce o różnych aspektach zaistniałej sytuacji, zwłaszcza ekonomicznych. Wszystko sprowadza się do wizji wojny, żeby było śmieszniej - bardziej niż na samej Ukrainie. Nie jesteśmy w stanie przyjąć do wiadomości, że świat bywa szary, a nie czarno-biały.

Jedyne co w tym może się podobać to to, że gdzieś tam jeszcze tkwią w nas odruchy jakiejś ludzkiej solidarności, że jeśli by się coś działo, to trzeba ludziom z innego kraju pomóc, ale myślę, że będzie tego coraz mniej w naszym życiu publicznym.

Zwróćmy uwagę, że co chwila są zapowiadane wojny, ataki, bombardowania cywilnych obiektów, miast. Można się zastanawiać, dlaczego w takim razie już teraz nie mamy setek tysięcy uchodźców z Ukrainy, bo każdy z nas, gdyby miał świadomość tego, że za chwilę spadną na niego nowoczesne bomby, to by natychmiast uciekał. Więc chyba po minionych kilku miesiącach należy nam się wszystkim urlop, szczególnie siewcom największej paniki. Kto zresztą pamięta o tym, że począwszy od Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, tamtejsi politycy apelowali o to, żeby owej paniki nie rozniecać, bo ona po prostu uderza w ukraińską gospodarkę.

ZOBACZ TAKŻE: Wojna na Ukrainie. Zaskakująca decyzja Rosji?! [RELACJA NA ŻYWO]

Express Biedrzyckiej - Jacek Ozdoba: estem rozczarowany postawą Andrzeja Dudy. To wywieszenie białej flagi
Sonda
Czy Rosja zaatakuje Ukrainę w lutym 2022 roku?