Marek Król: Kto nasika?

2011-08-01 12:50

Kobiety są jak politycy - każdą czynność zapowiadają, bo to, co niewypowiedziane, nie istnieje. Mężczyzna idzie spać czy sikać w tajemnicy, nic nie mówiąc. Kobieta co powie, to zrobi, polityk nie. No, może z wyjątkiem sikania, bo to rządzącym wychodzi najlepiej.

Prostata jak wiadomo alarmuje, ale słuchając raportu Millera, odnosiłem wrażenie, że minister od dawna nie ma tego organu. I nic nie czuł, kiedy orzekł, że samolot był sprawny do momentu zderzenia z ziemią. Orzeczenie to potwierdza sprawność rządowej komisji złożonej z najwybitniejszych specjalistów. Liczba ich genialnych odkryć przerasta percepcję zwykłego człowieka. Dopisałbym do tego raportu tylko, że radziecki tupolew był sprawny nawet po zderzeniu z ziemią. I będzie cicho jak MAKiem zasiał. Radziecki system działa w Polsce rewelacyjnie. Szef MON podał się do dymisji z powodu stanu zdrowia. Katastrofa smoleńska nie miała z tym nic wspólnego. Klicha dopadł gwałtowny atak honoru dopiero 15 miesięcy po katastrofie.

Chciałoby się nam wielkich rzeczy, mawiał poeta, a tu pospolitość skrzeczy. W cieniu raportu Millera skrzeczy minister środowiska Kraszewski. Wpadł na pomysł, by przedłużyć żywotność sprzętu AGD w naszych domach. Obecnie, jak zauważył, co 5-7 lat wymieniamy sprzęt na nowy. Exempla trahunt, więc minister prof. inż. Kraszewski pokazał ministrom środowiska z UE swoją 37-letnią pralkę. "Oprała ona czteroosobową rodzinę w czasach tetrowych pieluch" - pochwalił się w gazetoidzie wyborczym. Na początku ministrowie europejscy nie chcieli wierzyć, "ale gdy pokazałem jej zdjęcie, dostałem oklaski, a moja pralka stała się najsłynniejsza w UE" - chwalił się minister. To kolejny sukces naszej prezydemencji. Wcześniej minister Kraszewski zasłynął z tego, że za publiczne pieniądze kupił album z utworami Chopina wykonywanymi przez swoją córkę. Wręczał go swoim gościom. Teraz oprócz albumu córki może wręczać zdjęcia swojej 37-letniej pralki.

Dzięki ministrowi powrócą zapomniane usługi jak podnoszenie oczek czy bieżnikowanie opon, także mózgowych. Sytuacja w Polsce przypomina eksperyment prof. Zimbardo. Kazał on grupie wykształconych ludzi wyciągnąć piłeczkę pingpongową ze stojącej pionowej rury. Dostarczył im sznurki, patyki i drut. Wszystkie te narzędzia były za krótkie, by dostać się do leżącej na dnie rury piłeczki. Biedacy majstrowali wiele godzin, ale bezskutecznie. W pewnym momencie zaproszono do pokoju z rurą kilkunastoletniego chłopca. Ten po prostu nasikał do rury i piłeczka wypłynęła. Kto nasika do polskiej rury, by wypłynęły wszystkie piłeczki pingpongowe polityki? I spłynęły, jak woda po powodzi, rzekami do morza głupoty i nieudaczności.