Minister Jan Krzysztof Ardanowski

i

Autor: Adam Kraina Minister Jan Krzysztof Ardanowski w swoim gabinecie

Minister Ardanowski dla SE: Nie boję się się kontroli CBA [WYWIAD]

2019-02-27 6:39

Zaproszenie wysłano do pana Kołodziejczaka 5 lutego, 15 lutego pracownik ministerstwa zadzwonił do prezesa AGROunii, w celu potwierdzenia udziału w spotkaniu inaugurującym Porozumienie Rolnicze. W trakcie rozmowy pan Michał stwierdził, że nie interesuje go to i zastanawia się, co najwyżej, nad wysłaniem obserwatora. Jak widać pana Kołodziejczaka nie interesowało wspólne spotkanie. Sam sobie wystawił świadectwo - powiedział dziennikarzowi Super Expressu Jan Krzysztof Ardanowski, szef resortu rolnictwa.

- Kiedy skończy się wojna, czy może awantura między rolnikami, a Ministerstwem?

- Nie ma wojny, są spory między organizacjami rolniczymi i krytykowanie sytuacji rolnictwa w Polsce. By zakończyć dyskusję przyjąłem inicjatywę kilku organizacji, by rozpocząć debatę obywatelską w formie tzw. Porozumienia Rolniczego, do którego zaprosiłem wszystkie organizacje rolników w Polsce.

- Wokół tego także jest spór, na spotkaniu nie pojawiła się głośna ostatnio AGROunia i jej lider Michał Kołodziejczak.

- Zaproszenie wysłano do pana Kołodziejczaka 5 lutego, 15 lutego pracownik ministerstwa zadzwonił do prezesa AGROunii, w celu potwierdzenia udziału w spotkaniu inaugurującym Porozumienie Rolnicze. W trakcie rozmowy pan Michał stwierdził, że nie interesuje go to i zastanawia się, co najwyżej, nad wysłaniem obserwatora. Jak widać pana Kołodziejczaka nie interesowało wspólne spotkanie. Sam sobie wystawił świadectwo.

- Może część rolników ma dość rozmów i chciałaby czynów?

- Przesadne dyskutowanie o jednej z organizacji tylko ją nobilituje. Dla mnie jest ważne, że 168 organizacji odpowiedziało na zaproszenie i przyszli.

- I na każdego rozmówcę przeznaczono podobno 1 minutę…

- Też słyszałem tę głupią plotkę. Każdy mógł zabrać głos i został wysłuchany. Debata trwała wiele godzin. To nie było jednorazowe spotkanie, aby ludzie przyszli, pogadali i się rozeszli.

- Coś z niego wyniknie?

- Organizacje zostaną podzielone na zespoły według obszarów tematycznych. Wówczas przedsiębiorcy, przedstawiciele supermarketów, oraz rolnicy będą ustalać między sobą najlepsze rozwiązania dla polskiego rolnictwa. W ciągu kilku tygodni ma być konsensus w ich stanowiskach.

- Środowisko rolnicze jest wystarczająco zintegrowane?

- Rywalizacja i konkurencja jest może konieczna w walce o rynki. Polska wieś powinna się jednak integrować bardziej niż dziś, w innym przypadku nie zadba o swoje interesy. Nie może być tak, że drobiarze kierują się jedynie swoim interesem, a np. producenci pasz swoim. Wszyscy musimy grać do jednej bramki. Jak ktoś widzi tylko swoje, to szkodzi polskiemu rolnictwu.

- Rolnicy podnoszą sprawę papierologii i przepisów unijnych, które mają niszczyć rolnictwo. Można to jakoś uprościć?

- Rolnictwo w Unii jest przeregulowane. Nasze postulaty dotyczące przyszłego kształtu Wspólnej Polityki Rolnej, to oczekiwania odbiurokratyzowania procedur. Jednak KE odbija piłeczkę mówiąc, że uśrednione kryteria dla jakości żywności muszą istnieć. Jeżeli każdy będzie robił swoje, według swoich norm, to jak później to kontrolować w zakresie bezpieczeństwa żywności? Druga sprawa to ścisłe pilnowanie, aby nie pojawiła się pomoc, która zaburzy konkurencję w UE. Europa wycofała się z protekcjonizmu w poszczególnych krajach. Nie ma już np. kwoty mlecznej, która określała ile mleka można wyprodukować.

- Co tak realnie dało zniesienie kwoty mleka?

- Wywołało konkurencję między rolnikami i ci więksi, którzy produkują więcej taniego mleka, wygrywają z tymi małymi. Wcześniej kwota to uśredniała i dawała szansę tym mniejszym. To samo dotyczy cukru, czy skrobi. Każdy może produkować ile chce, a prym wiodą najwięksi.

Minister Jan Krzysztof Ardanowski

i

Autor: Adam Kraina Minister Jan Krzysztof Ardanowski

- Jak zatem pomóc tym mniejszym rolnikom, którzy nie chcą, albo nie mogą konkurować z gigantami?

- W Europie nie ma czegoś takiego, że ktoś „nie chce”. Jest to równoznaczne z upadkiem.

- Brutalne…

- Ratunkiem dla mniejszych jest organizowanie się do wspólnej gry w zespole, alternatywą jest wypadnięcie z rynku. Nikt Ci nie pomoże. To brutalne, ale to fakt. Zdarza się, że rolnicy niszczą winogrona ze względu na to, że nadwyżka powoduje popsucie ceny wina.

- Dostają za to rekompensaty?

- Nie. Sami wprowadzają fundusz ryzyka, na który wpłacają z własnej kieszeni. Oczywiście, państwo może do tego dołożyć. Mam tu na myśli np. ubezpieczenia, do których dokładamy 65 proc. Jeżeli produkcji jest zbyt dużo, to cena automatycznie spada.

- Polskę odwiedzili inspektorzy UE badający warunki w naszych ubojniach. Jakie są skutki?

- Przygotowuję ustawę, która będzie regulowała sytuację związaną z lekarzami weterynarii. Przestarzałe przepisy zostaną poprawione. Tyle, że sami lekarze weterynarii są temu przeciwni!

- Dlaczego?

- Dlatego, bo uważają, że to osłabi ich pozycję. Albo sprawi, że nie będzie można wyznaczyć lekarzy prywatnej praktyki do badania mięsa i kontroli uboju. To bardzo dochodowe działania.

- Jak dochodowe?

- Właściciele płacą za nadzór niekiedy ok. 20 tys. zł. Inspekcja mało zarabia, ale wyznaczenia związane z mięsem są dla lekarzy weterynarii lukratywne. Ustalenia będą jeszcze trwały. Ważne jest, także aby poprawić system informowania o sytuacji danego zwierzęcia i monitorowania, co się z nim dzieje. Do tego potrzebna jest skuteczna rejestracja i ewidencja zwierząt.

- Unijni inspektorzy podkreślili, że rolnicy nie informują o przemieszaniu się zwierząt.

- To błąd, jeżeli rolnik sprzeda krowę i nie informuje gdzie została sprzedana. To musi być poprawione. Czekam jednak na oficjalny raport inspektorów, bo ten, o którym mówimy to były zalecenia i uwagi, na które szybko zareagowaliśmy.

- Przejdźmy na chwilę do ASF, który wciąż wzbudza wiele kontrowersji. Są obszary, w których ASF szaleje.

- Rolnicy często kwestionują przypadki choroby u swoich zwierząt. Weterynarze to sprawdzają. Bez bioasekuracji, czyli izolowania gospodarstwa przed przeniesieniem wirusa od chorych dzików, nie zapobiegniemy rozprzestrzenieniu się choroby. Najdłużej wirus przeżywa w kościach długich padłych dzików. Do 7-8 miesięcy. Ryzyka choroby nie da się wyeliminować na zawsze. ASF to nie jest wydumana choroba, dotyka wiele państw na Świecie.

- Skąd właściwie przybył do Polski wirus ASF?

- Nikt nie wie. Musimy jednak od niego Polskę uwolnić. KE uznała, że w 60 gminach można przywracać hodowlę, bo choroba już się nie pojawia. Zgłosiliśmy do Brukseli następne gminy. Czyli z chorobą walczymy dość skutecznie, jednak bez zwiększonego odstrzału dzików choroby się nie wyeliminuje. Warto dodać, że niemieccy ekolodzy z WWF bardzo pozytywnie oceniają odstrzał dzików w Niemczech. A w Polsce przedstawia się to jako wynaturzenie!

- PO złożyła wniosek do CBA w związku z interwencyjnym skupem jabłek, w tym działań resortu rolnictwa. Twierdzą, że firma wybrana do przeprowadzenia skupu jest z panem „zaprzyjaźniona”. Chodzi o firmę Eskimos.

- Twierdzenie, że to zaprzyjaźniona firma jest śmieszne. Usłyszałem o niej w październiku, wiem, że funkcjonuje na rynku od 20 lat i zajmuje się przetwórstwem owoców. PO obudziła się dopiero teraz. Przez wiele lat wiedzieli co dzieje się na rynku jabłek przemysłowych, widzieli jak podmioty skupujące jabłka na sok okradają rolników i nic nie zrobili! Ja poszukuję rozwiązań, które pomagają rolnikom. Także firm, które by rolników wsparły.

- I zgłosił się tylko Eskimos?

- Jedynie ta firma! Reszta bała się niemieckiej firmy, która trzyma w ręku handel koncentratem jabłkowym grożąc im zerwaniem umów i kontraktów. Wyjaśnijmy też, że w Europie nie ma interwencyjnego skupu jabłek, choć sadownikom by to odpowiadało. To co zrobiliśmy, to gwarancja kredytowa dla firmy Eskimos, żeby jej współpraca z rolnikami zaowocowała odpowiednią ceną jabłek. I te, które kosztowały 10 gr w październiku obecnie kosztują 25/30 gr.

- I CBA niczego tu nie znajdzie?

- Nie, nie boję się tej kontroli.

- Według styczniowego raportu Greenpeace „Mięso poza kontrolą” o nielegalnym skupie „bydła pourazowego” wiedział pan już w 2007 roku. Zdaniem ekologów będąc wiceministrem obiecywał pan rozprawienie się z problemem.

- Precyzja tej wypowiedzi jest mniej więcej na poziomie sformułowania pani Kopacz dotyczącego dinozaurów. Greenpeace od jakiegoś czasu próbuje udowodnić swoją wiedzę w zakresie nadzoru nad bezpieczeństwem żywności.

- Pamięta pan co się działo w 2007 roku?

- Nie bardzo, ale od tamtego czasu minęło 12 lat i wiem, że procedury weterynaryjne zostały poprawione. Inspekcja Weterynaryjna 8 lat działała pod rządami innej opcji politycznej i wówczas nikt nie zgłaszał żadnych problemów sugerujących, że coś złego dzieje się z ubojem. Nawet ubojem z konieczności.

- To skąd wypominanie panu 2007 roku?

- Myślę, że Greenpeace ma do mnie żal.

- Z jakiego powodu?

- Zostałem przez nich podany do prokuratury w sprawie zapraw nasiennych dla rzepaku i buraków, które zdaniem Greenpeace są szkodliwe.

- A są?

- Wiele krajów Europy z nich korzysta. Polscy rolnicy również. Toczy się dyskusja w KE o tym, że Europa chce zmienić dostępność środków chemicznych. Wciąż jest za mało środków nowej generacji, mniej toksycznych. W związku z tym kraje członkowskie mają prawo decydować o tym, czy na swoim terenie chcą stosować ze względu na szkodniki i choroby środki dotychczasowo stosowane, czy nie.