Kamila Biedrzycka: Premier powiedział ostatnio, że jesteśmy „kilka kroków przed brakiem łóżek” dla pacjentów chorych na COVID-19. Jest aż tak źle czy się pomylił?
Piotr Muller: Wszystko zależy od dynamiki wzrostu liczby zachorowań. Stąd te obostrzenia, które zostały wprowadzone w sobotę, w tym obowiązek noszenia maseczek. Zobaczymy po tygodniu jak będzie wyglądała sytuacja jeśli chodzi o zakażenia. W tej chwili wszyscy, którzy powinni być hospitalizowani mogą skorzystać z pomocy szpitali – czy to jeśli chodzi o hospitalizację standardową czy taką z respiratorami. Ale ze względu na to, że liczba zachorowań cały czas rośnie, oczywiście zwiększamy liczbę łóżek i respiratorów po to, żeby być gotowym na najtrudniejszy scenariusz. Ale faktycznie, w krajach Europy Zachodniej – znacznie bogatszych od Polski – tych łóżek i respiratorów zabrakło. My robimy wszystko, żeby u nas do takiej sytuacji nie doszło.
- Jeszcze muszą być lekarze, którzy te łóżka i respiratory będą obsługiwać. A eksperci alarmują, że lekarzy zakaźników brakuje.
- Z tego powodu jedną z pierwszych decyzji rządu Zjednoczonej Prawicy w 2015 r. było zwiększenie naboru na studia lekarskie, który nasi poprzednicy pozostawiali na skromnym poziomie. W związku z tym dopiero po kilku latach liczba lekarzy może się zwiększyć. Pozwoliliśmy przeprowadzać specjalne kursy i optymalizujemy możliwość pomocy przez młodych lekarzy. Stosowne rozporządzenie zostało opublikowane.
- Mimo to wielu obawia się niewydolności służby zdrowia. Już w tej chwili mamy kolejki karetek przed SOR-ami.
- Podejmujemy działania w tej sprawie, między innymi dlatego właśnie powstają tzw. szpitale koordynujące w każdym województwie. Niestety nie wszystko jest w mocy ministra zdrowia, bo część z tych szpitali jest samorządowa, nie rządowa. Staramy się współpracować jak możemy. Tak, aby było wiadomo gdzie są wolne miejsca, żeby nie było sytuacji, że nie wiadomo dokąd zawieźć pacjenta.
- A nie powinni państwo przygotowywać tego wcześniej? Wielu mówi, że przespaliście lato. Zrobiliście wszystko żeby przygotować się na drugą falę?
- (…) byłoby dużym nietaktem i brakiem pokory stwierdzenie, że się zrobiło wszystko. Zrobiliśmy tyle, ile byliśmy w stanie i ile mieliśmy sił. Błędy zdarzają się zawsze.
- A gdzie państwo popełnili błąd?
- Trudno powiedzieć. Ale chociażby w zakresie koordynacji testów – teraz wdrożyliśmy refleksję ws. wydawania zleceń na testy przez POZ-y. To pewnie trzeba było już zrobić wiosną. Ale to wspólna nauka wszystkich instytucji publicznych i międzynarodowych.
- Premier nie wykluczył wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. W jakiej sytuacji zdecydowalibyście się na taki ruch?
- Przede wszystkim trzeba tutaj patrzeć na sytuację związaną z miejscami na hospitalizację i z respiratorami – to jest taka granica, która jest dla nas istotna. Ale w różnych częściach kraju sytuacja może być odmienna, dlatego nie można do tego podchodzić schematycznie. Dlatego tak jak podchodzimy do regionalizacji obostrzeń, tak trzeba będzie podchodzić do rozwiązań jeżeli chodzi o stany nadzwyczajne.
OBEJRZYJ CAŁĄ ROZMOWĘ KAMILI BIEDRZYCKIEJ Z PIOTREM MULLEREM: