Antoni Dudek

i

Autor: Andrzej Lange/Super Express Antoni Dudek

Prof. Antoni Dudek: Ludzie będą umierać, ale dostaną „jarkowe”

2019-09-23 9:34

Profesor Antoni Dudek o kampanii wyborczej, wyścigu na populizm, szansach poszczególnych ugrupowań

„Super Express”: – W Polsce szerokim echem odbiła się akcja „nie świruj, idź na wybory”, w której wybitni aktorzy namawiają do udziału w głosowaniu. Pomijając oskarżenia o obrażanie osób chorych psychicznie, rodzi się pytanie o same akcje profrekwencyjne. Czy nie można uznać, że część wyborców nie głosuje świadomie, bo po prostu nikt im nie odpowiada? I czy nie należy tej decyzji też uszanować?
Prof. Antoni Dudek: – Jest takie zjawisko jak świadoma absencja wyborcza. W niektórych krajach, na kartach wyborczych jest nawet możliwa do zaznaczenia opcja „żadna z powyższych”. Myślę, że również w Polsce powinniśmy mieć możliwość zaznaczenia takiej rubryki na karcie do głosowania. Choćby dlatego, że można wówczas precyzyjnie oszacować tę grupę wyborców, która na wybory nie chodzi z uwagi na brak zadowalającej ich oferty. Bo mamy dwie grupy osób, które nie głosują. Pierwsza to ci, o których wspomniałem, a druga to ludzie, których głosowanie kompletnie nie interesuje. Dla nich ustrój państwa nie ma znaczenia. Nie obchodzi ich, czy jest demokracja, czy autorytaryzm. Traktują politykę jako część świata zastanego. Oni i ludzie zniechęceni do polityków, ponieważ nie mają własnej reprezentacji, to dwie różne grupy. Warto byłoby określić, która jest większa.
– W ostatnich sondażach widać, że stosunkowo duża jest grupa osób niezdecydowanych. A w ostatnich wyborach to ci niezdecydowani przesądzili o wygranej PiS. Czy teraz również może być podobnie, że grupa ta odmieni wynik wyborów?
– Zgodzę się jedynie częściowo. To znaczy – potwierdzam konstatację, że Polska jest krajem o wyjątkowo dużej grupie wyborców niezdecydowanych. Takich swingującyh, którzy podejmują decyzję w ostatniej chwili. To utrapienie dla pracowni badań opinii publicznej, których sondaże właśnie przez liczebność tej niezdecydowanej grupy rozmijają się później z ostatecznym wynikiem wyborów. Jednak nie zgadzam się, że ta grupa odmieni wynik wyborów.
– Dlaczego?
– Różnica między PiS i Koalicją Obywatelską jest tak duża, że twierdzenie, iż nagle niezdecydowani przechylą szalę na korzyść KO jest raczej nieprawdopodobne. Gdyby ta różnica wynosiła 5 proc., moglibyśmy rozważać taki scenariusz. Tu jednak mowa jest o 10, 15 proc. Wydaje się, że miejsca na podium znamy. Pierwsze miejsce zajmie PiS, potem KO, a trzecie lewica. Chodzi jedynie o proporcje i to, kto jeszcze dostanie się do Sejmu, bo to ukaże, czy PiS będzie miał samodzielną większość, a jeśli tak, to jaką. O to idą te wybory.
– OK dla kolejności pierwszej trójki zachowanie niezdecydowanych wyborców nie będzie miało większego znaczenia. Ale sam pan powiedział, że kluczowe jest to, kto jeszcze wejdzie do Sejmu. Są opinie, że wyborcy ci, idąc do głosowania, postawią w ostatniej chwili na PSL, które odbierane jest jako partia niekonfliktowa, do tego ma listę numer jeden. Wtedy wynik PSL może wynieść nie 5, a na przykład 8 proc. głosów?
– Nie wykluczam tego. Nie wiemy jednak, jaka będzie frekwencja. Są ludzie, którzy 13 października pójdą i zagłosują spontanicznie. Zacznie się też znane w wyborach zjawisko, jakim jest przyłączanie do obozu zwycięskiego. Mówię o wyborcach, dla których sprawy budżetowe są abstrakcją. Tak jak dla mnie opera włoska, na której się nie znam. Ludzie widzą, że im się poprawiło, to głosują. Jest pogląd że „PiS może kradnie, ale chociaż się dzieli”. To dość ordynarne stwierdzenie, ale tak to funkcjonuje.
– Właśnie, głosowanie na PiS wynika często z popularności programów socjalnych. Większość opozycji – może poza Konfederacją i w mniejszym stopniu PSL – weszła w wyścig z PiS na socjalne obietnice. Czy nie ułatwia tym zadania partii rządzącej?
– Rzeczywiście mamy festiwal populizmu. Osobiście żałuję, że nie ma takiej partii, która powiedziałaby wprost, że Polacy przejadają najlepsze lata rozwoju. Jak uczy stara bajka o mrówce i koniku polnym, zawierająca morał, aby oszczędzać. Nie ma partii, która powie jasno, że polityka PiS jest bardzo ryzykowna. Polacy udali się na bal, na który zaprosił ich Jarosław Kaczyński. Teraz obiecuje, że po czterech latach balu może być jeszcze druga, jego bardziej atrakcyjna część. Historia jednak pokazuje, jak kończyły się takie sytuacje.
– Ostatni bal na „Titanicu”?
– „Titanic” to przesada, bo niekoniecznie musimy się zderzyć z górą lodową i zatonąć, choć i taką pesymistyczną ewentualność należy brać pod uwagę. Ale spowolnienie gospodarcze jest widoczne na horyzoncie i ono nas na pewno czeka. Zderzenie z rzeczywistością będzie bolesne.
– PiS jednak obiecuje plan dla firm, biznesu. Może po to, by tego zderzenia uniknąć?
– PiS nie jest wiarygodny, jeśli chodzi o kwestie przedsiębiorców. Jest w partii rządzącej mała frakcja Gowina, która ma robić propagandę w kierunku przedsiębiorców, ale to za mało. Przede wszystkim prezes Jarosław Kaczyński w obszarze gospodarki ma poglądy socjaldemokratyczne. Nigdy tego nie krył i trzeba mu to oddać, że w tym względzie zawsze był konsekwentny. Nie ma co liczyć, że dokona korekt. Zwłaszcza że rozpętał wielką krucjatę rozdawniczą. Pieniądze będzie musiał skądś wziąć. Nawet Morawiecki mówił, że pewne programy są na kredyt. Ktoś będzie musiał te programy sfinansować. I tym kimś będą przedsiębiorcy.
– No dobrze, a może te programy socjalne są drogie, ale mają charakter systemowy, zaowocują w przyszłości?
– Ale tu nie ma zmian systemowych. Choćby w polityce senioralnej, gdzie proponowane są 13. i 14. emerytura, tak zwane jarkowe. Bardziej opłaca się inwestować w służbę zdrowia niż w jarkowe. Bo społeczeństwo się starzeje, bez inwestycji w zdrowie starsze osoby będą umierać na SOR-ach, które nie będą doinwestowane. Trzeba brutalnie powiedzieć, że to, co robi PiS, to kompletnie nieodpowiedzialna polityka. Łatwiej jednak dać ludziom pieniądze do ręki i obiecywać kolejne, gdy się wygra. To prosta technologia pozyskiwania głosów, którą opanował prezes.
– Jest jeszcze kwestia samorządu dziennikarskiego. Ten pomysł spotkał się z oskarżeniami opozycji o wprowadzanie dyktatury. Jest coś na rzeczy,czy to histeria opozycji?
– Uważam, że opozycja w przeszłości za wiele mówiła o dyktaturze. Oskarżenia pojawiły się od razu, gdy PiS wygrał wybory. Potem w sprawie zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Opozycja wystrzelała całą amunicję, więc nie jest wiarygodna. Natomiast stwierdzam z przekonaniem, że jeżeli PiS zdobędzie 3/5 głosów i weto prezydenckie nie będzie potrzebne, tym bardziej gdy będzie to 2/3 i możliwość zmiany konstytucji, wówczas na pewno spróbuje scentralizować państwo, osłabić samorząd, przejąć kontrolę nad mediami, czego wspomniany samorząd decydujący, kto jest dziennikarzem, a kto nie będzie przejawem. Ale oczywiście tej większości PiS nie musi uzyskać. Są jeszcze wybory prezydenckie. Dziś wydaje się, że wygra je Andrzej Duda, ale w 2015 r. faworytem był Bronisław Komorowski. Jednak to tegoroczne wybory są najważniejsze.
Rozmawiali Przemysław Harczuk i Sandra Skibniewska