Rafał Chwedoruk

i

Autor: Andrzej Lange Rafał Chwedoruk

Prof. Rafał Chwedoruk: Dziś siła rażenia taśm jest równa zeru

2018-10-09 5:00

Czy obecna odsłona tzw. afery taśmowej może mieć podobne konsekwencje jak cztery lata temu? Analizuje prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

„Super Express”: – Polska polityka znów żyje podsłuchami polityków i biznesmenów, które cztery lata temu rozpoczęły aferę taśmową. Dziś, kiedy pojawia się w nich Mateusz Morawiecki, mają one podobną siłę rażenia jak wtedy? Czy może, jak twierdzi PiS, to odgrzewany kotlet i nie jest to już tak atrakcyjne danie?
Prof. Rafał Chwedoruk: – Nie ulega wątpliwości, że jako obywatele i wyborcy jesteśmy nieustannie bombardowani informacjami o sensacyjnym tonie i trudno nie zauważyć tu pewnej inflacji. Siłą rzeczy dziś nawet największa afera będzie miała mniejszą siłę rażenia niż kilkanaście lat temu. Z perspektywy czasu afera Rywina jawi się niemal jako namiastka skandalu politycznego. Oprócz tego czynnika inflacji, który osłabia wydźwięk afer, bardzo wiele zależy od kontekstu.
– To znaczy?
– Przyjrzyjmy się wspomnianej aferze Rywina. Wybuchła ona w określonych okolicznościach. SLD był wtedy potęgą, mając jednocześnie przeciwko sobie większość elit opiniotwórczych. Stąd olbrzymia siła rażenia, jaka z nią poszła. Spójrzmy dalej: tuż przed wyborami w 2007 r. mieliśmy do czynienia z aferą Sawickiej. W wymiarze merytorycznym była ona niezwykle poważna. Jednak moment i sposób jej przedstawienia doszczętnie zneutralizowały wymowę tej afery. Nie odegrała wtedy swojej roli, a wręcz przeciwnie – stała się wiatrem w żagle PO, bo udało się jej wtedy zmobilizować swoich wyborców.
– Jak w wymiarze kontekstu przedstawia się afera taśmowa w 2014 r. i w roku 2018? Są jakieś istotne różnice?
– Owszem. Wtedy była ona równoległa z załamywaniem się notowań Platformy. Oczywiście, co innego to tąpnięcie spowodowało, bo punktem zwrotnym było tu podwyższenie wieku emerytalnego. Niemniej, słynne ośmiorniczki mogły stać się symbolem tej afery tylko i wyłącznie przez to, że zmieniła się świadomość społeczna. Tylko wtedy ziarno mogło paść na podatny grunt. W analogiczny sposób moglibyśmy analizować obecną odsłonę afery taśmowej.
– Co z takiej analizy wynika?
– Po pierwsze, ujawnienie informacji, że Mateusz Morawiecki spotykał się z politykami PO, nie było jakimś zaskoczeniem, bo to już było wiadomo wcześniej. Po drugie, ujawnienie ich w sytuacji wysokich notowań PiS, dobrej koniunktury gospodarczej oraz przetasowań na opozycji ma siłę rażenia bliską zeru. Co innego, gdyby te taśmy ujrzały światło dzienne na tle słabej kondycji gospodarki, którą na własnej skórze odczuwaliby obywatele oraz słabnących notowań PiS, mogłaby mieć dużo większą siłę rażenia i oddziaływać choćby na wyborców rządzącej partii. To w tych nagraniach mogliby upatrywać przyczyn, czemu nie jest tak dobrze, jak było wcześniej.
– Czyli jednak kapiszon?
– To, co mnie najbardziej zaskakuje to fakt, że ktoś wpadł na pomysł, aby akurat teraz w kontekście wyborczym umieszczać tego typu informację, spalając ją na przyszłość. Z tego powodu politycy PiS mogą być zadowoleni, ponieważ straty, jakie z tego powodu poniosą, będą niewielkie. Nie padło tam natomiast nic, co mogłoby urosnąć do rangi symbolu. Nawet na miarę słynnej historii z panem Misiewiczem.
– To, że te taśmy są, wpadają co jakiś czas do przestrzeni publicznej, nie jest porażką naszego państwa, które nie potrafi tej sprawy zneutralizować?
– Nie jest odkryciem, że ostatnie prawie 30 lat nie jest czasem triumfów polskiego państwa. Liberalny swing, który tworzył ideologiczno-muzyczne tło, sprawiało, że ulegało ono stopniowej erozji i afera taśmowa oraz to, że państwo nadal jest podatne na nagrania, urasta do rangi symbolu. Sprawność państwa jest nie tylko istotna w wymiarze społecznym, ale także międzynarodowym. W tym sensie wszystkie te przecieki, zwłaszcza teraz, po kilku latach od wybuchu afery, z całą pewnością nie umacniają autorytetu państwa polskiego.
Rozmawiał Tomasz Walczak