Wiktor Świetlik

i

Autor: Super Express

Wiktor Świetlik: Nie bierz go!

2020-07-16 7:28

Kilka lat temu spędzałem rodzinne wakacje w mazurskiej głuszy i któregoś wieczora zachciało mi się pić. Jak to w takich sytuacji się robi, poinformowałem rodzinę, że jadę po wodę i pieczywo, i pojechałem do pobliskiego sklepu zrobić zakupy. Przed sklepem raczyło się piwem dwóch wielkich kafarów.

W pewnym momencie jeden z nich ruszył w moim kierunku. Pomyślałem „było im powiedzieć dzień dobry”. Ale skoro nie powiedziałem, a facet idzie na mnie, więc też ruszyłem w jego stronę, przygotowując się na to, że do domu mogę wrócić ze zniekształconym nosem. W tym momencie facet wyciągnął do mnie rękę i stwierdził: „Dzień dobry, Wiktor Świetlik? Bardzo lubię pana czytać”. Gdyby ludzie naprawdę zapadali się pod ziemię ze wstydu, ja zaliczyłbym w tym momencie jądro Ziemi. W końcu z faktu, że sam się w życiu nieraz pod jakimś sklepem albo w bramie z kolegami spotkałem, nie wynika, że zaraz chcę dać komuś w ryj.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Polska PiS to Białoruś bis? - komentuje Tomasz Walczak

Czy czegoś mnie nauczyła ta historia? Nie wiem, ale wiem, że przeżywamy ją społecznie nieustannie. Przemysław Harczuk pisał dwa dni temu o tym, że wyborcy obu skłóconych obozów w gruncie rzeczy często niewiele się nie różnią. Myślę, że mają jeszcze jedną cechę wspólną. Postrzegają tych drugich przez okulary, które im zakładają na oczy nasi mistrzowie propagandy z obu stron. Celebryci, wszystkie te aktorki, pisarki zamknięte w kokonach swoich środowisk i swoich grup na Facebooku. Ale przecież i oni, jak już takiego dorwać i chwilę pogadać, okazują się w końcu często zwykłymi ludźmi, podobnymi do nas. Często okazuje się, że do końca to wcale tak nie myślą, tylko boją się swojego otoczenia, że są niedoedukowani i tych trybunałów, o które tak walczą, to nawet do końca nie rozróżniają, że w tym znienawidzonym Podkarpackiem to przecież kiedyś byli, a ludzie okazali się bardzo fajni. Tylko jak ich znajomi nakręcą, jak emocje wezmą górę, a do tego chcą się wykazać, to zaczynają siać pogardę, mówiąc, że z nią walczą. Niepotrzebnie.

Podobno ludzie muszą kogoś nienawidzić, a wspólnoty muszą mieć wrogów, by trwały. Tę jedną zasadę opisywaną od starożytności świetnie przyswoili sobie nasi politycy. Wielkie systemy religijne i filozoficzne radziły sobie z tym tak, że naszą wrodzoną złość i potrzebę nienawiści kierowały w stronę diabła albo słabości, z którymi sami walczymy. Ale jak wiemy, wychodziło im to różnie, bo w końcu często się okazywało, że diabeł to ten drugi, a za nasze słabości odpowiadają inni. Mimo wszystko warto spróbować, szczególnie powinny to zrobić damy. Bo złość piękności szkodzi, a jakże taka zeszpecona złością lala będzie się prezentować na okładce tego lub innego żurnala?