Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Polak Polakowi misiem

2012-07-05 4:00

Lewica wierzy w to, że ludzie z natury są dobrzy. To zresztą oczywiste. Weźmy upadek biura podróży Sky Club, kontynuatora świętej pamięci Triady. Już od kilku miesięcy w branży turystycznej huczało, że zwalniają tam ludzi, mają długi u egipskich hotelarzy, że pieniądze są transferowane gdzieś tam na zewnątrz, a majątek firmy jest wykupowany po niskich cenach przez ludzi związanych z jakąś szarą eminencją, która już kilka biur położyła. Mówiono także, że właściciele biura czekają, żeby wysłać jak najwięcej stonki - jak to się ładnie w branży na turystów mawia - na wakacje, a potem ogłosić upadłość i kosztami obciążyć ubezpieczycieli.

Rzeczywistość dowiodła, że w plotkach tych co najmniej parę ziaren prawdy musiało tkwić. Pomimo fatalnej sytuacji biuro postanowiło choć na chwilę uszczęśliwić jeszcze parę tysięcy osób. Może powrót będzie nieco utrudniony, trochę pogłodują, ale za to jakie nadzieje przed wyjazdem! Mogli się przez chwilę poczuć jak prawdziwi Amerykanie. Przecież im prezydent Obama też dawał nadzieję w haśle wyborczym, a potem wyszło, jak wyszło.

Dobrzy ludzie są nie tylko w tym biurze podróży. Byłem miesiąc temu kilka dni w Andaluzji z innego biura. Kryzys na rynku, więc oferta była bajecznie tania, w związku z czym biedni rezydenci muszą dorabiać jak mogą, pomagając przy okazji turystom takim jak ja. Mnie na przykład pani rezydentka, reklamując swoje szeroko rozwinięte miejscowe kontakty, chciała opchnąć bilety do słynnej Alhambry, mauretańskiego cudu koło Grenady. Oferta brzmiała nader atrakcyjnie - 40 euro od dorosłej osoby, 20 od dzieciaka (w tym wypadku pięciolatki). Jak poinformowała pani rezydentka, inaczej biletów się nie kupi albo kupi dwa razy drożej. Postanowiłem jednak sprawdzić. Kolejki rano nie było, "normalny" w normalnej kasie był trzy razy tańszy, a dziecko miało za darmo. Ale zawsze miłe, że babka się o nas tak bardzo troszczyła.

Albo weźmy popularny supermarket z elektroniką. Naprawiałem tam gwarancyjnie telefon. Do tej pory cztery razy. Pani z supermarketu poinformowała mnie, że bardzo troszczy się o mnie. Więc jak rozumiem, powinienem jej być wdzięczny, to i jestem. Podobnie jak panom, którzy cały czas w kółko wgrywali do telefonu nowe oprogramowanie, choć w ewidentny sposób to niczego nie dawało. A właściwie dawało, bo dzięki temu, że w kółko bezskutecznie naprawiali nie to, co trzeba, omijali warunki umowy, w myśl których po iluś tam nieudanych naprawach powinni felerny telefon wymienić.

Jak się okazało, telefon podlega wymianie z powodu awarii tak zwanego hardware'u, czyli tego, co namacalne. Nie podlega zaś wymianie z powodu awarii tak zwanego software'u, czyli oprogramowania. Więc można naprawiać taki telefon wieczność. Nie dla idiotów, raczej dla frajerów.

"Mam takie same buty, są świetne", "nigdy nie mieliśmy na to żadnej reklamacji", "to ostatnia sztuka, nie sądzę, żeby została aż do wieczora" - znacie to? To po to, żeby osłodzić wam wszystkim życie. To nieprawda, że człowiek człowiekowi wilkiem. Człowiek człowiekowi pluszowym misiem, słodkim szczeniaczkiem, Kasią Cichopek i - rzecz jasna - świetlikiem.