O potwornej zbrodni w Płotach pisaliśmy wczoraj. Jacek L. wywołał kolejną awanturę i zaczął bić syna. W jego obronie stanęła Elżbieta L. Pijany i rozjuszony mężczyzna chwycił za nóż i raz za razem uderzał nim w szyję żony, nieomal odcinając jej głowę.
Okazało się, że przed dwoma laty Sąd Rejonowy w Zielonej Górze skazał Jacka L. na rok i cztery miesiące więzienia za znęcanie się nad żoną. Tyle że nie trafił za kraty, bo wykonanie kary zawieszono na trzy lata. Gehenna zaczęła się od nowa. W końcu w grudniu ubiegłego roku kurator sądowy złożył wniosek o odwieszenie kary. I tak się stało. - Sąd wydał dokumentację wykonawczą i wezwał skazanego, aby w wyznaczonym terminie stawił się w areszcie w celu odbycia kary więzienia - mówi sędzia Ryszard Rulka, rzecznik Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.Tylko co z tego, skoro Jacek L. kolejny raz z sali sądowej wyszedł wolny. Miał rozpocząć odsiadkę w czerwcu, więc znów wrócił do katowanej przez siebie żony. Elżbiecie przyszło za to zapłacić życiem. Jak uważa śledczy, specjalista od przemocy domowej, tej tragedii można było zapobiec. - Rzeczywiście, według prawa sąd nie mógł zastosować aresztu tymczasowego w stosunku do Jacka L., ale na wniosek kuratora sądowego, a nawet z własnej inicjatywy, mógł orzec zakaz zbliżania do swej żony - uważa policjant.
Zobacz: Zabójczyni Agaty z Wejherowa zaatakowała koleżankę w szpitalu NOWE FAKTY