Służby, Rosja czy PiS? Kto stoi za taśmami prawdy?

2014-06-16 0:05

Wewnętrzna rozgrywka służb specjalnych, a może zemsta rosyjskich służb za wspieranie przez Polskę proeuropejskich przemian na Ukrainie? Na to pytanie w pierwszej kolejności powinien znaleźć odpowiedź polski rząd. Aferą taśmową zajmie się również Prokuratura Generalna, która ma odnieść się dzisiaj do sprawy.

Zemsta na Sienkiewiczu

Kto zarejestrował rozmowy urzędników rządu Donalda Tuska (57 l.) i poszedł z nagraniami do "Wprost"? Wiele wskazuje na to, że mogła być to wewnętrzna rozgrywka służb specjalnych, które chciały uderzyć w szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza (53 l.).

- Od dłuższego czasu mówi się, że Sienkiewicz będzie chciał wymienić szefów ABW i BOR. I obsadzić te stanowiska swoimi ludźmi. Ktoś ze służb mógł chcieć utrzeć mu nosa - mówi nam wysoko postawiony oficer służb specjalnych.

Jego zdaniem ten, kto nagrywał, wiedział, że restauracja Sowa i Przyjaciele, w której doszło do nagrania, nie jest sprawdzana pod kątem osłony kontrwywiadowczej. - Taką wiedzę mają służby, a nie klienci restauracji - dodaje nasz informator.

Robota Rosjan

W komentarzach do sprawy nie zabrakło wczoraj głosów, że za wybuchem afery taśmowej w Polsce mógł stać rosyjski wywiad. - Rząd Tuska odnosi sukcesy w polityce wewnętrznej i zewnętrznej, jest wiele sił i grup interesów, którym zależy na jego osłabieniu - mówił poseł PO Adam Szejnfeld (56 l.) w TVN24.

Według tych teorii rosyjski wywiad mógł stać za nagraniami ministrów rządu Donalda Tuska, by "zrewanżować się" za aktywny udział Polski w rosyjsko-ukraińskim konflikcie.

PiS nagrywał ministrów

Politycy PO, którzy próbowali wybrnąć z sytuacji, wskazywali też, że afera taśmowa mogła być dziełem ludzi związanych z opozycją. Przekonywano, że w służbach specjalnych nadal są osoby jeszcze z poprzedniego rozdania politycznego, sympatycy IV RP i PiS.

Wielki biznes w tle

Czy afera taśmowa ma tło biznesowe? Kluczowym wątkiem w aferze może być ujawnienie przez tygodnik "Wprost" rozmowy najbogatszego człowieka w Polsce, biznesmena Jana Kulczyka (64 l.), z prezesem Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofem Kwiatkowskim (43 l.). Kulczyk miał przyjść do urzędnika z prośbą o rozwiązanie problemów w prowadzeniu biznesowej działalności. Według rzecznika NIK Pawła Biedziaka faktycznie do spotkania obu panów doszło, ale szef Izby odesłał Kulczyka do "innych organów państwa".

Polecamy: Afera TAŚMOWA. MEMY! Zobacz te najzabawniejsze!

ZAPISZ SIE: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki