O dramacie Wioletty Szmajdzik pisaliśmy w czwartek. Kobieta ma trójkę dzieci, jest też w zaawansowanej ciąży. Zajmuje 59-metrowy lokal w komunalnej kamienicy, którego główną najemczynią była jej babcia. Pani Wioletta w 2006 r. straciła pracę. Od tamtej pory zaczęły się problemy z regularnym opłacaniem czynszu. Trzy lata temu zmarła jej babcia, co jeszcze bardziej pogłębiło kłopoty. Dziś ma 14 tys. długu czynszowego. - Chciałam go odpracować, ale urzędnicy zastosowali typową spychologię. Odsyłali mnie od urzędu do urzędu, a dług rósł - mówi.
Zobacz także: Akcja #UwolnićMaćka wciąż bez szczęśliwego finału
W efekcie administracja kamienicy skierowała sprawę do sądu, a ten wydał nakaz eksmisji. Jednocześnie urzędnicy wskazali pani Wioletcie inne mieszkanie - 31 m bez łazienki. - W grudniu urodzę dziecko. My się tam nie pomieścimy - załamywała ręce.
Termin eksmisji wyznaczony był na wczoraj, na godz. 10. Kilkadziesiąt minut wcześniej pod drzwi mieszkania podeszło kilkanaście osób z Ikonowiczem (59 l.), szefem Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, na czele.
- Próba eksmisji ciężarnej matki z trójką dzieci to barbarzyństwo - grzmiał lewicowy działacz.
On i jego ludzie usiedli na ziemi przed wejściem do mieszkania pani Wioletty. Część z nich była obwiązana łańcuchami.
Około godz. 10 na miejscu pojawili się pracownicy kancelarii komorniczej i sama komornik Henryka Jung. Widząc, że nie dostaną się do środka, wezwali policję. Po kilkunastominutowej naradzie komornik odstąpiła od swoich czynności.
- Dziś eksmisji nie będzie - stwierdziła, dodając, że "tak wierzyciel zdecydował".
Po odstraszeniu komornika Piotr Ikonowicz protestujacy z nim ludzie udali się do urzędu miejskiego, a tam usłyszeli, że dla pani Wioletty i jej dzieci znajdzie się jednak odpowiednie mieszkanie.