Adam Hanuszkiewicz - król życia, kiedy pogrzeb

2011-12-06 3:00

Nie odebrał porządnej edukacji, zaczynał od zera. A mimo to Adam Hanuszkiewicz (†87 l.) miał wszystko: stanowiska, kobiety, sławę

Adam Hanuszkiewicz (†87 l.). Geniusz, samouk, wielbiciel kobiet - takimi epitetami określają go przyjaciele. Potrafił czerpać z życia pełnymi garściami.

Może ten gen "królowania" miał po ojcu, żołnierzu generała Józefa Hallera? Bo tak oto Hanuszkiewicz zabawnie wspominał go w wywiadzie: - Wzięty do armii austriackiej dostał się do włoskiej niewoli. W niewoli chodził po Rzymie, podrywał kobiety...

Urodził się we Lwowie, niestety wybuch wojny przerwał naukę młodego Adama. Nigdy nie skończył uniwersytetu, żadnej artystycznej szkoły, a stał się jednym z najwybitniejszych reżyserów. Dyrektorował najwspanialszym teatrom, w tym Narodowemu, szefował mu prawie 14 lat!

Początki kariery? W 1951 r. zgłosił się na ochotnika, że wyreżyseruje radziecką sztukę w Poznaniu - bo nie miał kto tego zrobić. Wiedział, że to jedyna szansa, by się wybić. Dyrektor zapytał go: "Pan umie reżyserować?" - Umiem. "A co pan dotąd wyreżyserował?" - Nic. "To niech pan reżyseruje, mnie i tak nic nie uratuje". A potem... była piętnastominutowa owacja na stojąco.

Został współtwórcą Teatru Telewizji, ale dość szybko odszedł: - Bo się nauczyłem robić Teatr Telewizji i znudziła mnie ta zabawa.

Wrócił do prawdziwego teatru i, jak mówi Wiesław Gołas (81 l.), szalał tam, w dobrym tego słowa znaczeniu. Bo nie bał się żartować ze sztuki z najwyższej półki, bo potrafił puścić oko do nietykalnych symboli. Jego spektakle, "Balladyna", gdzie aktorów posadził na hondach, czy "Kordian" z drabiną, przeszły do historii.

- Przez całe życie traktuję swój zawód jako hobby: mnie to bawi, sprawia ogromną radość, podczas pracy nie czuję zmęczenia, choć później padam na mordę - tak opowiadał o swojej pracy reżyser.

Ale kochali go nie tylko widzowie i aktorzy. Uwielbiały go kobiety, zwłaszcza aktorki. Ale nie tylko dlatego, że jako dyrektor miał władzę, decydował o obsadzie najatrakcyjniejszych ról.

- Jaki był przystojny! Miał kilka żon - wspomina pana Adama Gołas.

Hanuszkiewicz pierwszy raz ożenił się... bardzo młodo. Tak zabawnie w jednej z gazet o tym opowiadał: - Nazywała się Stachiewiczówna. Rodzina malarza, jej wujek był szefem sztabu generalnego armii polskiej. Wtedy podczas wojny przestała funkcjonować dyscyplina domowa. Rozumie pan, zakochałem się, przespałem się. Rano ciotka siadła na łóżku, powiedziała, że to grzech. I wzięliśmy ślub. Po trzech latach urodziła się Tereska. Dziś pani sędzia we Wrocławiu.

Reżyserowi urodziła się później jeszcze córka Katarzyna (58 l., aktorka) i syn Piotr (54 l., reżyser). Ale ich mamą była już druga żona słynnego reżysera, aktorka Zofia Rysiówna (†83 l.). Druga, ale nie ostatnia. Potem była Zofia Kucówna (78 l.). Reżyser porzucił aktorkę dla czwartej żony, młodszej o 30 lat Magdaleny Cwenówny (57 l.).

Przylgnęła do niego, człowieka przystojnego, opinia amanta i bożyszcza kobiet.

- Jestem z rozbitej rodziny. Sam rozbiłem niejedną - przyznawał. Mimo to często podkreślał, że to on został przez swoje żony uwiedziony. Opowiadał, że na początku były zachwycone, że rozkoszny, że dyrektor, a nie wie, gdzie sznurówki kupić i jak herbatę zrobić, a potem im przechodziło. - Ten kretyn nie wie, gdzie się kupuje sznurówki, herbaty nie umie zrobić! - wspominał pan Adam.

Bywał na bankietach, imprezach, filmowych festiwalach. Wkoło niego ustawiał się tłum wielbicielek. Ale kilka lat temu, po tym jak w 2005 r. stracił stanowisko dyrektora Teatru Nowego, odsunął się w cień. Jedna z jego koleżanek mówi: - Obraził się na życie. Zaczął chorować na serce, podobno miał depresję.

Zmarł w niedzielę. Zostanie pochowany w czwartek na warszawskich Powązkach Wojskowych.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki