Podróżuję i jeszcze mi za to płacą

2009-08-25 7:00

Zwiedziła niemal cały świat. I w programie telewizyjnym "Pieprz i wanilia" razem ze swoim mężem Tonym Halikiem pokazywała go rodakom w czasach, gdy wyprawa z miasta do miasta czasami bywała problemem. Tylko "Super Expressowi" Elżbieta Dzikowska (72 l.) opowiada, jak poznała męża i o swojej wielkiej pasji, jaką jest podróżowanie.

W latach 70. podczas mojego wyjazdu do Meksyku poznałam Tony'ego. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Po roku bardzo ciekawego i pracowitego tam pobytu ówczesny prezydent zaproponował mi obywatelstwo oraz atrakcyjne zajęcie. Jednak grzecznie podziękowałam i powiedziałam, że mam swój kraj, swoją pracę i wracam do Polski. Tony'emu też rzekłam, że jeżeli chce być ze mną, to tylko w Polsce. I tak się stało, przyjechał.

Byliśmy wtedy oboje poślubieni komuś innemu... No cóż, nie my jedni na świecie mieliśmy drugi związek. Myślę, że po prostu dużo nas łączyło, mieliśmy wspólne zainteresowania, podróże, filmy, zdjęcia. Ja lubiłam świat, a Tony kochał Polskę. Myślę, że tak czy inaczej by wrócił, dla mnie zrobił to szybciej.

Podróżowaliśmy więc razem. Bywało różnie, ale nie miałam czasu na strach. Pamiętam w 1976 roku zrzucił mnie koń, kiedy jechaliśmy na wyprawę odkrywczą do Vilcabamby, ostatniej stolicy Inków. Na szczęście ciągnął mnie z nogą w strzemieniu od strony skały, a nie przepaści... I nic się nie stało! Tony tylko żałował, że nie zrobił zdjęcia.

Najbardziej niebezpieczną sytuację miałam w południowej Etiopii. Rano koledzy zwijali obóz, a ja poszłam nad rzekę robić zdjęcia. I zapadłam się w kurzawę, za kolana. Na szczęście refleks zadziałał, wyrzuciłam obie ręce w górę, ratując aparat, wyciągnęłam z trudem jedną nogę, potem drugą. I gdy byłam już bezpieczna, popatrzyłam na swoje ostatnie, czyste jeszcze przed chwilą spodnie. Wybuchnęłam śmiechem, zobaczywszy, jaka jestem ubłocona! Gdybym pół sekundy później wyciągnęła nogi, do dzisiaj nie byłoby wiadomo, co się ze mną stało. Kurzawa by się zamknęła nade mną. Koniec, żadnego śladu. Nie boję się jednak świata, naprawdę jestem w czepku urodzona.

Jestem kobietą spełnioną, choć ciągle mam nadzieję, że to, co najważniejsze, jest jeszcze przede mną. Miałam i mam ciekawe życie, jeśli były w nim momenty złe, to po to, bym doceniła bardziej te szczęśliwe. Robię to, co lubię - i jeszcze mi za to płacą.

Ale cały czas pamiętam o Tonym. Powstało w Toruniu Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika przy ulicy Franciszkańskiej. Niebawem będzie miało drugi jeszcze adres, bowiem prezydent Torunia przyznał nam sąsiednią kamienicę. Jako że ciągle uzupełniam zbiory muzealne przedmiotami, które przywożę ze swoich wciąż licznych podróży.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki