Wiesław Johann: Praca w komisji ma wymiar społeczny

2014-11-27 3:00

- Prawo wyborcze jest podstawowym prawem każdego obywatela. Państwo powinno uczynić wszystko, aby korzystanie z tego prawa było konkretne i realne, a przede wszystkim - aby zapewniało realizację podstawowej zasady ustrojowej, jaką jest sprawowanie zwierzchniej władzy w państwie bezpośrednio przez naród lub przez wybranych przedstawicieli - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Wiesław Johann, Sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku.

"Super Express": - Pojawił się pomysł podwojenia diet członkom komisji wyborczych z powodu ich dłuższej pracy. Ma to kosztować dodatkowe 130 mln zł. Jak pan odbiera ten pomysł, biorąc pod uwagę przebieg wyborów?

Wiesław Johann: - Prawo wyborcze jest podstawowym prawem każdego obywatela. Państwo powinno uczynić wszystko, aby korzystanie z tego prawa było konkretne i realne, a przede wszystkim - aby zapewniało realizację podstawowej zasady ustrojowej, jaką jest sprawowanie zwierzchniej władzy w państwie bezpośrednio przez naród lub przez wybranych przedstawicieli. Tymczasem ze wszystkich stron pojawiają się doniesienia o nieprawidłowościach czy braku odpowiedzialności ze strony komisji wyborczych. To sprawia, że te wybory są mało wiarygodne w odbiorze społecznym. Tak być nie może. A zatem bez względu na koszty trzeba uczynić wszystko, aby przeprowadzić wybory w sposób uczciwy. To jest podstawowa sprawa.

- Jak w tym kontekście odbiera pan rozważania nad podwojeniem diet?

- Nie mnie oceniać, w jaki sposób należy wynagradzać członków komisji wyborczych, ale nie ma obowiązku pracy w nich. Jeżeli ktoś się na nią decyduje, to musi mieć świadomość, na czym ona polega. To nie jest praca zarobkowa, ale społeczna. Podstawową przesłanką do jej podjęcia jest potrzeba zrobienia czegoś dla swojego najbliższego otoczenia, wynagrodzenie jest rzeczą wtórną. Mnie się wydaje, że podwojenie diet może być próbą zachęty do zgłaszania się do komisji wyborczych. Takie rozumowanie jest nie do przyjęcia. Nie można podnosić diet i twierdzić, że zapewni to większy obiektywizm. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Obawiam się, że może być jeszcze gorzej, że kandydaci do komisji wyborczych będą się kierować głównie wynagrodzeniem.

Zobacz: Monika Olejnik traci fanów po aferze z Ziobrą. "Zachować kulturę to jej z*****y obowiązek!"

- Pański pogląd na temat przesłanek stojących za pracą w komisji jest bardzo szlachetny, jednak można przypuszczać, że argument finansowy też był nie bez znaczenia. Teoretycznie to 300 zł za dzień pracy. Nagle okazało się, że trzeba pracować dłużej. Czy zasadne jest podnoszenie diet tym ludziom - zakładając czysto materialne motywacje części członków?

- Cały czas pozostanę przy swoim stanowisku i będę bronił tezy, że jeżeli ktoś decyduje się na taką pracę, przede wszystkim powinien to robić z chęci działania w społecznym interesie. Nie jestem socjologiem, ale wydaje mi się, że mogło być tak jak pan powiedział - część osób decydowała się na tę pracę na zasadzie: spędzę niedzielę w komisji, będę miał 300 zł. Dla wielu ludzi 300 zł ma bardzo konkretną wartość. Gdy okazało się, że trzeba pracować jeszcze dłużej, nawet 5-6 dni, to automatycznie wytworzył się mechanizm: to nieopłacalne, będę to olewał.

- Być może ten pomysł ma utrzymać przy życiu komisje wyborcze do 2. tury. Już pojawiają się głosy, że nie warto przychodzić do pracy w lokalach z uwagi na mniejsze o połowę wynagrodzenie.

- Mamy tu do czynienia z obrazem tego, w jaki sposób powoływano komisje wyborcze. Jeśli ktoś decyduje się na pracę w nich, to także decyduje się na pracę w 2. turze. To oznaczałoby, że mamy do czynienia z niewłaściwym doborem członków komisji. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że druga tura to znacznie łatwiejsza praca - będzie tylko dwóch kandydatów. Nie widzę gwałtownej potrzeby, aby tych ludzi szczególnie honorować finansowo.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki