Putin boi się reakcji Zachodu

2009-08-11 8:00

Historyk i politolog Antoni Dudek specjalnie dla "SE" ocenia decyzję Władimira Putina o przyjeździe do Polski i relacje polsko-rosyjskie

"Super Express": - Według powszechnej w Rosji opinii II wojna światowa rozpoczęła się 22 czerwca 1941 roku najazdem niemieckim na ZSRR, natomiast kampania wrześniowa w Polsce to jedynie incydent. Można więc zapytać: dlaczego prezydent Putin zdecydował się przyjechać do Polski na obchody siedemdziesięciolecia wybuchu wojny?

Antoni Dudek: - Nieobecność Putina mogłaby zostać odebrana za granicą jako akt rosyjskiej wrogości wobec Polski. Dziś toczy się misterna gra dyplomatyczna, której adresatem są główne stolice zachodnie: Berlin, Paryż i Londyn. Ma ona określić, kto jest winien fatalnych relacji między Warszawą a Moskwą. Co więcej, kwestionowanie przez Putina tego, że wojna zaczęła się 1 września 1939 roku, gdy włączyły się do niej także Anglia i Francja, byłoby odebrane jako argument na naszą korzyść. O jego decyzji przyjazdu do Polski przesądziła więc bieżąca kalkulacja taktyczno-dyplomatyczna.

- Czy możemy spodziewać się jakichś pojednawczych gestów ze strony Putina?

- Nie wykluczam, że tak się stanie, bo Putin nie chce dać Zachodowi argumentu, że to Rosja jest winna złych relacji z Polską. Nie będzie to gest w sprawie katyńskiej, bo Putin nie zanegował sowieckiej odpowiedzialności za tę zbrodnię. Może zabrać głos w sprawie paktu Ribbentrop-Mołotow, bo niewątpliwie trudno jest obronić to wydarzenie. Mógłby więc powiedzieć, że pakt inaczej wygląda z perspektywy Polski i krajów bałtyckich, a inaczej ze strony Rosji. Rosjanie lubią grać dobrego i złego policjanta. Może więc się zdarzyć sytuacja odwrotna. Putin mógłby przypomnieć, że w 1939 roku Sowieci proponowali Polsce pomoc wojskową - Francuzi i Brytyjczycy namawiali nas na skorzystanie z tej oferty - a my kategorycznie odmówiliśmy. W ten sposób wbiłby klin między Polskę a kraje zachodnie. Te bowiem nie mogłyby teraz odciąć się od tamtego pomysłu, bo ich zgoda na sowiecką pomoc wojskową dla Polski pokazała, jak bardzo instrumentalnie nas traktowały. Cokolwiek jednak Putin powie, powinniśmy zachować umiar w komentarzach i nie dać się sprowokować.

- Jaki rodzaj polityki wobec Rosji jest korzystniejszy dla naszych obustronnych relacji - twarde stanowisko braci Kaczyńskich czy łagodniejsze nastawienie obecnego rządu?

- Problem z polityką PiS był taki, że antagonizowała nie tylko Rosjan - bo tu jesteśmy skazani na antagonizm - lecz także Niemców i inne kraje Unii, które są naszymi sojusznikami. Tymczasem w naszym interesie jest budowanie na tyle dobrych relacji z Zachodem - zwłaszcza z Niemcami jako najbardziej kluczowym krajem Unii - aby można było nimi równoważyć stosunki niemiecko-rosyjskie. W relacjach z Rosją potrzebna jest stanowczość i konsekwencja, ale bez potrząsania szabelką, a więc bez spektakularnych publicznych wypowiedzi. Potrzebna jest uporczywa gra dyplomatyczna, która pokazałaby krajom zachodnim realne zagrożenia ze strony rosyjskiej.

- Co stanowi takie zagrożenie?

- Np. to, że Rosja posługuje się bronią energetyczną w realizowaniu bieżącej polityki. Francuzi i Brytyjczycy już zmienili nieco podejście do Rosji po wojnie gazowej między nią a Ukrainą. Bardzo istotnym posunięciem jest też decyzja Unii o budowie gazociągu Nabucco. Nie wiemy jednak, czy uda się go zbudować, bo Putin sfinalizował konkurencyjny kontakt Southstream. Rosja dąży do takiego określenia dostaw ilości swojego gazu na najbliższe lata, żeby Polsce nie opłacało się budować gazoportu i byśmy byli skazani wyłącznie na gaz rosyjski. Już raz, w czasach rządów Hanny Suchockiej, została podpisana katastrofalna umowa w sprawie dostaw gazu, która na kilkanaście lat uczyniła budowę polskiego gazoportu nieekonomiczną. Teraz toczy się gra, by ta sytuacja się nie powtórzyła. Jednak do 2014 roku, gdy gazoport ma być już zbudowany, Rosjanie i tak będą trzymać nas za gardło i nie będziemy mogli sobie pozwolić na zbyt daleko idące demonstracje, jak np. rosyjsko-ukraińska wojna gazowa. Powinniśmy szukać złotego środka między koniecznością stanowczej obrony naszych interesów a zwalczaniem etykietki rusofobów, którą Kreml stara się konsekwentnie nam przykleić.

- Jak można naprawić relacje polsko-rosyjskie? Za rządów Jelcyna przecież układały się one całkiem nieźle...

- Jelcyn miał bardziej liberalny stosunek do krajów, które były dawniej satelitami Związku Radzieckiego. Prowadził miękką i łagodną politykę, trochę w stylu Gorbaczowa. Putin wrócił do twardej polityki i to ona jest wpisana w rosyjską tradycję. Uważam, że powinniśmy prowadzić działania obliczone na długofalowy efekt. Bardzo dobrym pomysłem jest Partnerstwo Wschodnie; możemy także wpływać przynajmniej na część elit rosyjskich, które obecnie nie są przy władzy, ale może kiedyś do niej dojdą; prowadzić różnego rodzaju przedsięwzięcia naukowe, kulturalne, np. zorganizować program stypendialny dla rosyjskich studentów, by u nas studiowali; budować koalicje z tymi krajami, które są w podobnej do nas sytuacji energetycznej, albo nawet gorszej - jak Słowacja; przekonywać, że Polska nie jest agresywna wobec Rosji i że nie potwierdza tego bilans historyczny - my byliśmy agresorami tylko w XVII wieku, a przez ostatnie 300 lat to z Rosji przychodziło do nas zniewolenie i stąd właśnie nasze uprzedzenia. Nie należy się jednak łudzić, że jakakolwiek zmiana rządów w Polsce zmieni relacje z Rosją, bo piłka jest po drugiej stronie.

dr Antoni Dudek

Historyk i politolog, doradca prezesa IPN

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki