Rogienice Wielkie: Gabrysia płonęła żywcem przez petardę w samochodzie

2011-06-30 23:02

Wielka tragedia w Rogienicach Wielkich na Podlasiu. 2,5-letnia Gabrysia, która czekała na ojca w samochodzie, nagle zaczęła bawić się pozostawioną w aucie petardą. Odpaliła ją po chwili i... siedzenia zajęły się ogniem. Dziewczynka płonęła żywcem... Rodzice zdążyli uratować dziecko. Jednak Gabrysia z poparzeniami trzeciego stopnia trafiła do szpitala.

Był niedzielny poranek. Elżbieta (26 l.) i Leszek (32 l.) K. szykowali swoje trzy córki do wyjazdu do kościoła. Gabrysia (2,5 r.) i jej starsza o rok siostrzyczka Milena, już ubrane, pierwsze wsiadły do zaparkowanego w garażu samochodu. Czekały na rodziców i najmłodszą siostrzyczkę.

To była petarda na dziki

2,5-latka nie mogła usiedzieć spokojnie. Kręciła się, rozglądała, aż znalazła w aucie ojca pozostawioną tam przez przypadek petardę. To był mały ładunek. Leszek K. używał takich do odstraszania dzików z pola kukurydzy.

- Może pomyślała, że to cukierek - zastanawia się dziadek dziewczynek. Z otwartej przez Gabrysię petardy najprawdopodobniej skoczyła iskra, od której zajęła się kanapa samochodu i przymocowany do niej dziecięcy fotelik.

Patrz też: Warszawa: Ania wraca do życia A MOGŁA SPŁONĄĆ

Rodzice ugasili ogień

- Nie było słychać eksplozji. Nagle do domu wbiegła Milenka z krzykiem, że samochód się pali - opowiada babcia dziewczynek, pani Lucyna. Zaalarmowani przez dziecko rodzice wbiegli do garażu. Szybko ugasili płomienie we wnętrzu samochodu. Niestety, ogień dotkliwie poparzył 2,5-latkę. Dziecko z oparzeniami III stopnia trafiło śmigłowcem do szpitala przy ul. Niekłańskiej w Warszawie. Utrzymywane jest w śpiączce farmakologicznej.

Jest w ciężkim, ale stabilnym stanie

Niezbędne będą przeszczepy skóry, między innymi na twarzy. - Jej stan jest ciężki, ale stabilny - mówią lekarze. - Bardzo boimy się o naszą Gabrysię. Modlimy się, aby z tego wyszła - rozpacza babcia Gabrysi.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki