SPOWIEDŹ Katarzyny WAŚNIEWSKIEJ: Nie boję się kary, bo NIE ZABIŁAM MADZI

2012-05-21 17:14

Spowiedź matki Madzi, cz. 3: Nie rzuciłam dzieckiem. Córeczka wypadła mi z rąk, zginęła przez moją nieuwagę

- Jak poradziłaś sobie w areszcie? Byłaś tam 10 dni.

- Dwie kobiety, z którymi byłam w celi, były jak mamy. Bardzo sympatyczne, bardzo otwarte, wspierały mnie. Inne nie były już miłe. Codziennie waliły w kratę - na dzień dobry i na dobranoc.

- Jakieś wyzwiska, zaczepki, słowa?

- Nie wiem, bo nigdy mnie nie wyprowadzali z celi, jeśli była możliwość, że natknę się na jakąś inną osobę. Takie były środki zapobiegawcze. Byłam wyprowadzana sama bądź z paniami, z którymi byłam w celi.

- Chyba nie było tak miło, skoro chciałaś się zabić...

- Tak, podobno nawet wylądowałam na płukaniu żołądka. To nieprawda, nie było płukania żołądka. Nie zgodziłam się na żadne węgle, wapna itd.

- Połknęłaś coś? Co to było? Czy ktoś cię zmusił?

- Nie odpowiem na to pytanie.

- A druga próba samobójcza. Połknęłaś tabletki w parku. Chciałaś zwrócić na siebie uwagę?

- Jak widać nic mi się nie stało...

- Dlaczego dzwoniłaś wtedy do Bartka?

- Tego akurat nie pamiętam, widocznie już byłam pod wpływem leków. Można się zapytać prokuratorów, którzy mnie przesłuchiwali wtedy, w jakim stanie stamtąd wyszłam. Ja sama oceniam wtedy mój stan na minus pięć w skali od 1 do 10. Zresztą prokuratorzy powiedzieli wtedy rzeczy, których wydaje się nie powinni mówić, myślę, że wykroczyli poza swoje uprawnienia. Miałam wrażenie, że mnie prawa człowieka nie obowiązują. Okazało się, że to, co wtedy powiedzieli, nie ma pokrycia w faktach, w dokumentach. Słowa "przepraszam" nie usłyszałam.

- Straszyli cię? Próbowali wpłynąć na ciebie?

- Tak. Dokładnie. Powiedziałam im, że jak mają na mnie coś konkretnego, to niech pokażą. Porozmawialiśmy i jakoś nadal chodzę na wolności.

- Możesz na kilka lat trafić do więzienia. Czy czujesz się niewinna?

- Niewinna na pewno się nie czuję. Bo to jednak przez moją nieuwagę Madzia nie żyje. Ale nie zrobiłam tego z premedytacją. Nie rzuciłam dzieckiem, jak mówiły rzekome przecieki ze śledztwa. Pytałam prokuratora, czy oni mają jakieś badania, które to potwierdzają...

- Po co ci takie badania, przecież ty wiesz, co się stało?

- Prokuratura musi przeprowadzić badania. Za każdym razem, kiedy pojawiają się jakieś przecieki, pytam prokuratora, czy ma jakieś dokumenty, które to potwierdzą. Pytam się, skąd to media mają i słyszę, że to sobie dziennikarze wymyślili.

- Nikt ci wtedy nie pomagał?

- Nikt. Mimo tego że Krzysztof Rutkowski szuka teraz drugiej osoby. No więc powodzenia. To go raczej kompromituje jako detektywa.

- Czemu wymyśliłaś porwanie?

- Nie będę o tym rozmawiać.

- Sama to wymyśliłaś. Widziałaś to gdzieś w kinie, w filmie?

- Nie będę o tym rozmawiać.

- Byłaś w prokuraturze w ubiegłym tygodniu. Żeby zeznawać?

- Nie. W ubiegłym tygodniu byłam krótko. Zeznawałam dobrych kilka godzin podczas wcześniejszej wizyty. I wyszłam bez zatrzymania...

- Jak myślisz, jak skończy się śledztwo w prokuraturze?

- Na pewno nie umorzeniem, ta sprawa jest zbyt medialna. Jednak po ostatnim przesłuchaniu, które trwało kilka godzin, pan prokurator powiedział, że nadrobiłam trzy miesiące pracy. Ich pracy. Gdybym nie mówiła nic, pracowaliby nad tym trzy miesiące dłużej.

- Jak myślisz, jak długo to jeszcze potrwa? Kiedy będziecie mogli żyć w miarę normalnie?

- Robię wszystko, żeby rozprawa sądowa odbyła się jak najszybciej. Tak powiedziałam prokuratorowi. Ja po prostu chcę przyspieszyć sprawę. Jak dostanę rok więzienia, OK, pójdę. Wyjdę po roku. Bo nie wyobrażam sobie, żeby nagle zmienił się wobec mnie zarzut. Musiałby to być niesamowity przekręt. No bo jak? Jakby się miał zmienić, to już by się zmienił.

- A te badania, na które czeka prokuratura?

- Czekają na wyniki badań komórkowych. Czy Magda nie miała jakichś chorób genetycznych, czy, nie wiem, jakichś zmian na poziomie komórkowym. Wszystkie inne badania prokuratura już ma.

- Histopatologiczne też?

- No tak.

- Swego czasu z prokuratury wypłynęły informacje, że miałaś sprawdzać w komputerze wysokość zasiłków pogrzebowych...

- Tak, słyszałam o tym, ale to nie ja szukałam, tak jak już powiedzieliśmy wtedy na konferencji. Tego nie umiem wytłumaczyć.

- Mógł to robić ktoś inny? Twoi rodzice, Bartka rodzice?

- Nasz dom był otwarty dla wszystkich znajomych. Jak ktoś wchodził, to wiedział, że jak ma ochotę na herbatę, to bierze czajnik, kubek i sobie robi herbatę, jak chce włączyć telewizor, to włącza. Tylko do sypialni nie pozwalaliśmy wchodzić. Tak mogło być z komputerem. Komputer był wolny, ktoś włączał go, wpisywał, szukał co chciał.

- Kto miałby szukać cen trumien na przykład?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem, kto mógł wpaść na taki pomysł. Może to było, nie wiem, dla jaj w ogóle. Ja na pewno nie wchodziłam na takie strony. A jeśli to miało być dla żartu, na przykład naszych znajomych, no to kiepsko im się ten żart udał. W tych okolicznościach.

- To było z waszego komputera?

- Tak, z naszego. Właściwie teraz należy do Bartka.

- Wzięliście zasiłek pogrzebowy na dziecko?

- Ja nie wzięłam, nie załatwiałam nawet.

- A Bartek?

- Trzeba jego spytać. Nie wiem, gdzie teraz jest.

- Kolejny przeciek z prokuratury mówił, że w waszym mieszkaniu znaleziono kartkę, na której były wypisane powody, dla których nie warto mieć dziecka...

- To jest kartka z mojego pamiętnika. Ma tytuł bodaj "10 powodów... co warto zrobić, zanim będę miała dziecko". Napisałam to trzy, cztery lata temu. Rzeczy typu: skończyć studia, znaleźć pracę, znaleźć męża itd. Tak jak młoda dziewczyna wypisałam sobie listę, co zrobię, zanim będę miała dziecko. Stało się tak, jak się stało...

- Prowadzisz dalej pamiętnik?

- Nie. Teraz, z moimi doświadczeniami co do pamiętników? Nie.

- Po co była ta cała bajka o porwaniu? Czemu to zrobiłaś?

- Nie chcę się tłumaczyć, bo ja tego nie potrafię wytłumaczyć. Zaszkodziłam tym sobie, ale teraz to najmniej ważne.

- Krzysztofowi Rutkowskiemu powiedziałaś podczas pamiętnej rozmowy w pokoju hotelowym, że nigdy nie chciałaś mieć tego dziecka...

- Wiem, ale wtedy byłam w takim stanie, że ja jednej trzeciej tej rozmowy w ogóle nie pamiętam. Ale naprawdę to, co wtedy mówiłam, to tak nie było, tak nie myślałam. Zresztą potwierdzą to nawet rodzice Bartka, bo widzieli, że Magda zawsze była zadbana, że poświęcam jej tyle uwagi, ile tylko mogłam. W środku nocy, jak budziła się, to nie było problemu. Sąsiedzi też mogą powiedzieć. Nie było wielogodzinnych wrzasków albo nie wiadomo czego. Pani z dołu nawet chwaliła, pytała, czy Magda w ogóle jest? Mówię: jest, tylko nie słychać jej, bo w ogóle nie płacze.

- Zastanawia nas jedno. Nigdy nie słyszeliśmy od ciebie takich prostych słów, że kochasz swoją córkę.

- Ja jej zawsze to mówiłam, na dzień dobry, na dobranoc, że ją bardzo kocham, żeby się zaznajamiała z tym słowem, żeby jej się kojarzyło z ciepłem, bezpieczeństwem. Codziennie rano uśmiechała się bardzo szeroko, gdy mnie tylko widziała. Zawsze jej mówiłam: dzień dobry, dzieciątko, kocham cię. Bartek wie, że ją kocham.

- Jak często myślisz o Madzi?

- Powiedzieć codziennie to jest za mało, kilkanaście razy dziennie.

- Często ją odwiedzasz?

- Staram się, ale nie zawsze starcza mi odwagi, żeby tam wejść. Byłam u niej kilkanaście razy. Ostatnio na jej grobie byłam w sobotę. Sama. We dwoje byliśmy tylko raz. Bałam się...

- Więc kiedy odwiedzasz grób Madzi? Nocą?

- Nie powiem, żeby nikt mnie nie śledził, ale mam już swój patent.

- Czego się boisz?

- Ludzi.

- Myślisz, że mogliby cię zaatakować?

- Zaatakować chyba nie, ale w takiej chwili wolałabym się obejść bez głośnych wyzwisk, obelg albo wytykania mnie palcami - to ona.

- Jak reagują ludzie na ciebie, gdy cię widzą na ulicy?

- Od tygodnia, może dwóch jest spokój, poza jednym incydentem na poczcie, gdzie pan zaczął mnie dość głośno wyzywać i teraz żałuję, że nie zadzwoniłam na policję. Ludzie nie mają prawa tak mówić i to bez werdyktu sądu. To jest nieprawda, oni są w błędzie. Jeśli jeszcze raz wydarzy się podobna sytuacja, będę wzywać policję, choćby to był siedmioletni łepek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki